Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/101

Ta strona została przepisana.

Zbliżyli się, a Tomasyna usłyszała odpowiedź pastora.
— Widzisz pan, panie Hansen, nie wielu ludzi dotąd zdołało się wznieść do prawdziwej monogamji, większość to jeszcze poligamiści.
— Cóż to za rasa ludzka?
Pastor przystanął.
— Monogamiści, to ludzie poprzestający na jednej kobiecie, poligamiści miewają ich więcej.
— Acha... tak, tak!
Poszli dalej, a Tomasyna nie usłyszała nic więcej.
— Istnieje wiele jeszcze obciążeń dziedzicznych poza Kurtem! — pomyślała znowu.
Nie mając odwagi udać się wprost do pastora, poszła naprzód do Nilsa Hansena. Żył on bardzo poprawnie, a mimo to ciężyła na nim nienawiść całego zamożnego mieszczaństwa. Zbrodnia jego polegała na tem, że przeprowadził utworzenie ścisłej kontroli w zakresie rozkładu podatków gminnych, co obywatele, stojący na świeczniku, uznali za rzecz wprost zgubną i niesłychaną. Największem atoli łajdactwem jego było założenie kasy wsparć dla biednych i to przy pomocy obcego kapitału, bo swoi nic dać nie chcieli. Skutkiem tego wielu nędzarzy wyzwoliło się z fatalnego położenia swego i uzyskało byt niezawisły.
Śmiano się i drwiono w całem mieście, gdy jedna z nauczycielek miejskich, piękna, jasnowłosa dama, z więcej niż przeciętnem wykształceniem, w dodatku spodziewająca się spadku, odrzuciwszy kilka „znakomitych“ partyj, wyszła za brzydkiego, ordynarnego szewca Hansena. Najkapitalniejsze było atoli, że się w nim naumór zakochała. Płonęła rumieńcem na samą wzmiankę o nim, nie mówiąc już o tem, co się