Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Zrazu były obie dość sztywne, przytem miały świadka w małej, czarnowłosej dziewczynce, która siedziała na zydlu i uczyła się szycia. Patrzyła bystro i rozumnie. Laura odesłała ją do sklepu, a mała zrozumiała dobrze, że przyjaciółki pragną zostać sam na sam.
Po dłuższym wstępie wywnętrzyła się Tomasyna, a Laura odrzekła oględnie, ale zarazem dobitnie:
— Jeśli danej dziewczyny nie razi samej życie, jakie wiódł John Kurt, to inne nie mogą w tej sprawie nic poradzić.
Laura odrzuciła kilku konkurentów z tego właśnie powodu, że życie ich wydało jej się podejrzane, albo więcej niż podejrzane. Co do Hansena, wiedziała, że jest inaczej.
Wielka Tomasyna ugięła się pod spokojnem spojrzeniem i dobitnemi słowami małej Laury. Obciążało ją w dodatku to, że przez lat kilka żyła w dumnem odosobnieniu we dworze. Kilku zdań starczyło, by obalić cały gmach jej rozumowania.
Zdolności własne wydały jej się nader znikome, a krótkowzroczność wprawiła ją w rozpacz. Zapragnęła dowieść, że w innych sprawach nie jest tak naiwną, ale nie uczyniła tego. Niebawem o tyle odzyskała równowagę, że pojęła, iż nieraz warunki życia zmuszają do jednostronności.
Siedziała, nie mówiąc już nic, nie słuchając nawet słów przyjaciółki, a Laura, korzystając z tego, wyszła do kuchni, by przyrządzić przyjaciółce filiżankę czekolady. Po chwili wetknął głowę do pokoju mąż, uradowany przybyciem Tomasyny. Miał fartuch, a w ręce trzymał pocięgiel. Tomasyna podała mu dłoń na powitanie, ale pokazał tylko ze śmiechem swoją, gdyż była