Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/104

Ta strona została przepisana.

powalana, oraz oświadczył, że chciał jeno powitać dobrą znajomą. Potem skinął głową i wrócił do pracowni. Zaraz też weszła do pokoju mała Augusta.
Była na swój wiek niezwykle duża, silna, i starsza o rok od Tomcia. Tomasyna patrzyła ze zdumieniem na jej czoło i oczy, przypominające dorosłą, oraz słuchała jej słów jasnych i konkretnych. Było to zupełne przeciwieństwo z jej nerwowym rudasem, niezdolnym wypowiedzieć trzech zdań o jednym przedmiocie i przeskakującym ciągle z tematu na temat.
Augusta pytała dopóty, aż się dowiedziała wszystkiego, potem dopiero, spokojnie przechodziła do innej sprawy. Ręce miała krągłe, a zarazem muskularne, gdy Tomcia ręce były chude, niespokojne i pokryte piegami. Włosy Augusty były bujne i leżały gładko w więzi jednej tylko wstążki, zaś włosy Tomcia sterczały kępami, sztywnie odstając od głowy. Był grubokościsty i chudy, ona zaś pełna, silna i zdrowa.
Tomasyna uczuła trochę zazdrości. Na aksamitnej bluzce Augusty, chociaż widocznie nie nowej, nie dostrzegła jednej plamki. Tomasyna tak długo szukała plamy, że wkońcu cała dziewczynka wydała jej się sztuką mocnego aksamitu, wyborowego gatunku.
Niebawem weszła matka z czekoladą, lody pękły i zaczęły rozmawiać o różnych rzeczach, zwłaszcza po wyjściu dziewczynki. Tomasyna zapytała, w jaki sposób przyjaciółka doprowadziła córkę do takiego spokoju, ugrzecznienia i rozsądku. Dowiedziała się, że Augusta od samego początku była spokojna.
— Nigdy nie krzyczała?
— Nigdy.
Dawniej wydałoby się Tomasynie niepodobieństwem mówić niekorzystnie o swym synu, ale kontrast