Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/108

Ta strona została przepisana.

grać, a dziewczęta pozostały nadal. Czasem przychodził doń w odwiedziny któryś z chłopców, ale i wówczas nie zostawiono ich sam na sam. Obmierzłe dziewczęta narzucały się ciągle, podsłuchiwały ich rozmowę, zdradzały każde słowo i w rezultacie chłopcy przestali go odwiedzać. A jakże radby był Tomcio zaimponować, tem czy owem, towarzyszom. Niestety, miast tego spadały nań cięgi.
Czasem, przekroczenia jego dzieliły dziewczęta na poszczególne kategorje i biły za każdą zosobna.
Augusta brała zawsze udział w egzekucji. Biła ze szczerego serca, niepomna wiśni, jaj i mnóstwa przysług innych. Zrywał z nią często, wypowiadał przyjaźń, uwielbienie i wierność, ale Augusta nie robiła sobie z tego nic, jeno paradowała dumna, olśniewając go bujnemi włosami i jędrnemi nogami. Tomcio tracił rychło fantazję i korzył się, dając jej do zrozumienia, że wzgarda może się przemienić w łaskawą życzliwość. Ale ona udawała, że niczego nie dostrzega. Wówczas, w odpowiedzi obracał wszystko w żart bez znaczenia.
Mimo wszystko podziwiał ją, wielbił i mówił jej to często, wściekając się jednocześnie na własną nikczemność i słabość. Doszło do tego, że razem ćwiczyli na fortepianie i odtąd muzyka stała się jego najulubieńszem zajęciem.
Po owych latach walki nastał czas inny. Tomcio nabrał takiej ambicji, że nie wstydził się już koleżeństwa z dziewczętami. Zdecydował się nawet na przyjmowanie od nich pomocy, gdy został sprowokowany przez innych chłopców, a w końcu... któżby przypuścił... stanął do otwartej walki w obronie przyjaciółek. Oburzył się zwłaszcza, gdy któryś z chłopców nazwał Augustę „szewczychą“. Czuł, że poszedłby