Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/130

Ta strona została przepisana.

jaciółka odeszła. Naczelnikowa chciała jej towarzyszyć, ale nie dopuściła do tego. Wówczas poskoczył ku pannie Kruger naczelnik, chcąc jej służyć za towarzysza, ale odwróciła się porywczo i poszła. W tej chwili najechał nieomal na naczelnika powóz, sprzężony w rosłe, niemieckie konie, a kierowany przez stangreta w szarej liberji.
Był to ekwipaż konsula Engla. Z powodu złego stanu zdrowia żony, kazał on zajechać aż na podwórze wnętrzne i wysadził swą połowicę z troskliwością, oddaniem i wdziękiem niewysłowionym. Był to przystojny mężczyzna, o szlachetnych rysach twarzy i miłym uśmiechu. Niósł napoły lekki swój ciężar środkiem tłumu. I konsulowa była również piękna, miała mądre oczy, przysłonione atoli bolesnym rysem, który krzywił również jej usta. Naczelnikowa wiodła za chorą dziwnem pytającem spojrzeniem przez cały czas uciążliwej wędrówki od powozu do wnijścia. Z konsulowej przenosiła oczy na konsula i znowu na nią. Cóż to znaczyć mogło? Zjawiły się łzy i nagle odeszła, ostatni płochliwy rzuciwszy błysk.
W tej chwili podał jej mąż ramię, by wprowadzić do środka. Drgnęła, sponsowiała i... niewiadomo dlaczego, uśmiechnęła się.
Za chwilę nadeszła młoda, promienna pani Ema Wingard, a naczelnik szepnął jej coś, z czego się roześmiała. Potem spytał, czy nie zechciałaby zająć miejsca obok. Ema Wingard pochodziła z rodziny Fürstów, miała jasne, kręte włosy i błyszczące oczy, któremi kilka razy zaczepiła Dösena, przyjaciela brata, porucznika marynarki. Dösen zrobił rozpaczliwą minę, wskazał na wnętrze hali i spuścił głowę na piersi.