Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Nie potrzebuję chyba mówić, jak mało daje pod tym względem szkoła dzisiejsza i jak to, co nawet daje, czyni nieodpowiednio.
Muszę wiedzieć, czemu uczą mnie tego i tam tego, muszę wiedzieć wszystko dokładnie, bez obsłonek, a właśnie to, co przede mną tają, jest najważniejsze.
Mówię zwłaszcza o wieku przejściowym. Czyż dziecko wie, co go czeka i czemu to nastąpi? Czyż wie, na jakie wystawione zostanie pokusy? Czy go nauczono opierać się im? Czy poznało zasadnicze warunki kształtowania charakteru, zdrowia i szczęścia swego? Czy wie, że od tego czasu zależy późniejsze jego życie, oraz dola i niedola potomstwa?
Czyż dalej uczy się dziecko tych rzeczy arcyważnych w ten sposób, by wnikły na zawsze do jego duszy, by pobudziły jego fantazję w kierunku szlachetnym, by zapał zwróciły ku temu co piękne i dobre? Dzieci, a zwłaszcza dziewczęta łatwo się zapalają.
Wspomnę choćby o rzeczy drobnej, leżącej w granicach codziennej możliwości. Czy wiedzą rodzice, że w tym wieku pewne potrawy i przyprawy są niebezpieczne, że trzeba przestrzegać pewnej diety? Czy wie szkoła, jak pomocną jest w tym okresie pewnego rodzaju gimnastyka?
Nie wszystkim dzieciom potrzeba tego zaufania i tej metody, ale dla większości są to rzeczy niezbędne. Mogę się chyba śmiało powołać na osobiste doświadczenie zebranych tu rodziców i opiekunów. Wszyscy byliśmy młodzi i mieliśmy przyjaciół i towarzyszy.
Umilkł i spojrzał wokoło. Kędyś, w dali ćwierkał wesoło ptaszek.
— Pytam dalej! Czyż nie w tym właśnie wieku poznali ci, których przedtem niczego nie nauczono, że