Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/148

Ta strona została przepisana.

rzenie, oraz okoliczność, że mimo iż została w sali, nie przyniosła mu od nikogo pozdrowienia, ni gratulacji. Minęło jego podniecenie, uczuł teraz strach głuchy i coś go ukłuło w serce.
Nie chciał o tem wspominać matce, ona też milczała, więc po ucałowaniu rozeszli się, a Tomasz wziął kąpiel.

∗             ∗

Andrzej Berg został w hali. Po opróżnieniu zamknął drzwi i podszedł z wielką powagą do kąta przy głównem wejściu. Leżały tam różne przybory ćwiczebne, nakryte wielką płachtą.
Płachtę te zdjął Berg i odrzucił z hałasem na bok.
Ukazały się niespodzianie dwie głowy, cztery ramiona, złączone uściskiem, dwie suknie i cztery sznurowane buciki. Dwie twarzyczki, czerwone, okryte potem, o rozczochranych jasnych i ciemnych włosach kuliły się trwożnie pośród przyrządów.
Berg patrzył z surową miną.
— Widziałem, — rzekł — że płachta rusza się co chwila. Nie wiedziałem, co to znaczy, ale domyśliłem się, że mogę tam być pod nią małe dziewczynki. Tymczasem znalazłem dorosłe panny. Wstydźcie się!
Jedna zaczęła płakać, druga wybuchła śmiechem.
— Tak się to zachowują córki przyzwoitych ludzi? Córka naczelnika urzędu? — spytał Berg roześmianej dziewczyny — Dorosła pannica, konfirmowana już, i uczennica najwyższej klasy? A ty? Czy sądzisz, że cię nie znam? Wszakże jesteś córką Nilsa Hansena. Była tu matka twoja! Szkoda, że cię nie znalazła pod płachtą! Cóżby powiedział ojciec? Siostra twoja, Augusta była całkiem inną, przyzwoitą panienką...