Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Ostatnia notatka byłą apostrofą, skierowaną wprost do „WPana Tomasza Kurta, zwanego teraz Rendalenem.“
Autor potępiał ptaka, który piwa we własne gniazdo, oraz czynił uwagę, że jeśli w mieście gorzej stoją sprawy moralności, niż gdzieindziej, (o czem zresztą wątpi bardzo) to właśnie przodkowie samego mówcy są temu najwięcej winni. Dlatego to nie ma on prawa użalać się na to i czynić innym wyrzutów.
Notatka nosiła podpis: suum cuique.

∗             ∗

Tegoż dnia wygłosił Tomasz drugi wykład, na który przybyło (z powodu, że szło o sprawy czysto technicze) łącznie z nauczycielkami, dwadzieścia osób. W ciągu wykładu nadeszło jeszcze dziesięciu słuchaczy. Tomasz, pani Rendalen i Karol wycierpieli niemało przez ubiegły tydzień i malowało się to wyraźnie na ich twarzach. Tym razem Tomasz mówił lękliwie, ostrożnie i niepewnie. Przytem zachowywał się strasznie nerwowo. Przekładał z kieszeni do kieszeni chustkę, wypił całą karafkę wody, jeżył ciągle włosy i machał rękami i nogami, jakby kalikował na organach.
Dopiero gdy zaczął omawiać plan szkolny i pokazywać, oraz objaśniać przybory, zapalił się i stał takim, jak zawsze. Wyszło na jaw wybitne uzdolnienie jasnego wykładu i trzymania słuchaczy na uwięzi.
Podczas wykładu przechodził z rąk do rąk mikroskop z preparatem. Zawsze miał coś nowego pod ręką, zbiory, rysunki, czy modele, które można było rozbierać do ostatnich szczegółów, albo wkońcu powiększenia subtelnych części, np. klatki piersiowej, szyi i głowy ludzkiej. Nigdy jeszcze, jak sam zapewniał,