Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/161

Ta strona została przepisana.

swego życia. Jął się pracy z wielkim zapałem, urządzał zajmujące doświadczenia naukowe, opowiadał bezustanku i objaśniał wszystko. Od czasu powrotu, zapraszał stale uczennice klasy najwyższej raz w tygodniu do mieszkania matki na specjalne odczyty. Zaznajamiał on je tam z ważną kwestją kobiecą, poruszającą wówczas wszystkich cywilizowanych ludzi, czytał z niemi, muzykował. Do zebrań tych przywiązywał osobliwą uwagę. Nie dotykał ni słowem panującego sporu, jeno przez wybór książek, rozmowy, a nawet muzykę, dawał do poznania, że wierzy w wielkie zadanie swoje. Pomyślały się jednak dziewczęta, ile cierpień doznaje głęboka i wrażliwa dusza jego. Najwyższa klasa wierzyła weń niezachwianie i oddziaływała dodatnio na inne. Z czasem objął naukę śpiewu w całej szkole, uczył kompozycyj chóralnych i wesołych pieśni. To stało się nową nicią, wiążąca uczennice z wychowawcą.
Mimo wszystko jednak jawiły się oznaki buntu, a nie przybierały większych rozmiarów, głównie dzięki nabożeństwom porannym, urządzanym przez Karola dla uczennic i nauczycielek.
Karol, nie będąc genjuszem, miał zaletę nagradzającą ten brak, mianowicie nie kłamał. Mówił bezwzględnie, jak czuł. Pełne trosk dzieciństwo i szczęsny wiek młodzieńczy odbiły się na jego charakterze, a nawet głosie, który przekonywał i ujmował za serce.
Modlił się gorąco o utrzymanie pokoju w szkole, o to, by spór nie przekroczył jej progu, powoływał się na doskonałe stosunki wewnętrzne... wyrzekł parę słów jeno, a wiele osób płakało z wzruszenia.
Pewnego ranka dodał, że jest uprawniony wezwać do opuszczenia szkoły te uczennice, któreby w nią nie wierzyły. Mogą to uczynić zaraz, bez względu