Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/166

Ta strona została przepisana.

angielskim okrętem. Dnia tego odbyć się miały wycieczki związków, śpiewackiego i gimnastycznego, to też mimo wczesnej pory kilkuset młodych ludzi znalazło się w porcie. Odczuł to z wielką przykrością Tomasz i jakkolwiek go nie zaczepiono osobiście, słyszał złośliwe uwagi i widział nienawistne spojrzehia. Gdy wsiadał do czółna, rzucono... oczywiście przez niezręczność... w ten sposób liną, że mu spadł kapelusz i został powalany.
Domyślano się, że wziął powóz celem zabrania nowej stróżki cnoty dziewczęcej, tej lekarki z Ameryki. W dali ukazał się już ciężki kałdun angielskiego parowca, wstrzymano tedy odjazd, by zobaczyć ową damę. Rendalen zabrał ją, wraz z pakunkami, do swego czółna, była też jedynym wysiadającym tu podróżnym, przeto zebrani w porcie nadziwowali się do syta tej osobliwości.
Była niemal dzieckiem jeszcze ta mała, szczupła, ruchliwa osóbka, która nie przyjęła wcale pomocy, wsiadając do czółna. Po przybiciu do lądu wybiegła zręcznie, spiesznie po schodach, skoczyła w powóz i stamtąd dopiero objęła spojrzeniem zdziwienia wielki, z niedowierzaniem patrzący na nią tłum. Badawcze były jej oczy, ślizgające się długo po ludziach. Tomasz ułożył tymczasem rzeczy, poprawił uprzęż i siadł na koźle.
Młoda lekarka dobrze używała swych doktorskich oczu, po chwili zdziwienia przybrały one wyraz chłodnej obserwacji. Nie snuły się już bez planu, ale wybierały poszczególne młode twarze, w sposób szybki i wprawny je obserwując. Ci, na których patrzyła, czuli, że ich przenika nawskroś i za chwilę, dwustu przeszło młodzieńców, zebranych w porcie, nabrało przekonania, że oczy te są w stanie dostrzec niejedno.