Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/173

Ta strona została przepisana.

kładem pracy w salę żałobną. Brakło tylko jeszcze portretu Emilji.
Nadjechał powóz Englów, zaprzężony w duńskie konie, a Pani Rendalen i Tomasz poszli naprzeciw młodej dziewczyny w żałobie, która rzuciła się na piersi nauczycielki. Była to jedynaczka Emilji, niezwykle piękna, smukła dziewczyna o bladej twarzyczce, wyzierającej uroczo z czarnego obramienia. Właściwe Englom włosy, nie rude, a nie blond, pokrywał czarny welon.
Płacząc, weszła na schody wraz z panią Rendalen, a Tomasz niósł portret, okryty czarnym całunem. Wszyscy powstali na powitanie. Sierota załkała jeszcze głośniej i skryła się w kącik, by jej nikt nie widział. Portret zawieszono nad czarno przysłoniętym kominkiem, pośród dwu norweskich flag i otoczono wieńcami.
Uroczystość rozpoczął marsz żałobny na cztery ręce, odegrany przez Tomasza i siostrę Augusty Hansen, tę samą, która skryła się ongiś pod płachtę, a dziś śpiewała na cmentarzu krótki ustęp solo altem. Potem nastąpiły mowy i chór, a wszystko miało przebieg szczęśliwy, podniosły, chwilami wzruszający. Wreszcie niedługi hymn kościelny poprzedził mowę Karola Wangen, którą zamknięto produkcje.
Jak to było zwyczajem szkoły, przysposobiono w pokoju pani domu skromną kolację, na której nie zbrakło też i wina, bowiem Tomasz chciał wznieść toast celem podziękowania uczennicom, biorącym udział w uświetnieniu obchodu.
Dał wyraz uczucia, jakie przenikło chyba wszystkie w chwili, kiedy stały nad grobem, otoczone mieszkańcami miasta. Oto pogrzeb ten stworzył, jakoby