Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/186

Ta strona została przepisana.

nie zwracający szczególnej uwagi na uczennice, spojrzawszy podczas wykładu na Norę, urwał nagle w pół słowa, a cała klasa wiedziała odrazu, co myśli.
Najmniej z tego robiła sobie sama Nora. Zaspokojona udatną fryzurą, przestała się tem zajmować, ale Tora jęła się zachwycać jej talentami i jak zawsze przesadzając, mówiła, że jest „eteryczna”, że gra „zachwycająco”, a to podziałało. Podsycona uznaniem, przyjaźń wzrastała. Tora czyniła coraz to nowe odkrycia, twierdziła, że przyjaciółka ma zawsze we wszystkiem rację, nawet kaprysząc, występując gwałtownie, czy dopuszczając się drobnych niewiernostek. W gruncie, Nora ma słuszność zawsze... zawsze...
Nakoniec nabrała Nora przekonania, że Tora Holm pierwsza ją zrozumiała, jak należy. Dziwne to zaiste, powiedziała sobie, że wartość mą odkryła obca dziewczyna, patrząca bezstronnie.
Przyjaźń ich stawała się coraz to ściślejsza i dzieliły się swemi zdolnościami. Zdaniem Nory, Tora posiadała ogromny talent opowiadania, gromadziła tedy przyjaciółki, które słuchały nieskończonych baśni i romansów, jakich skarby całe tkwiły w Torze. Była to „Tysiąc i jedna noc”, ale nie w opracowaniu dla dzieci, jeno prawdziwa opowieść, słuchana z zapałem iście dziecięcym. Pozatem znała Tora również współczesne historje, w których figurowali kochankowie szlachetni, a nieszczęśliwi. Te piętnasto-, szesnasto — i siedemnastoletnie damy czytywały dotąd poza rzeczami szkolnemi tajemnie różności, które im były napoły tylko zrozumiałe, lektura książek domowych przez Tomasza rozszerzyła ich horyzont i wzmogła tęsknotę, to też talent Tory był im niesłychanie cenną rzeczą.