Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/200

Ta strona została przepisana.

wreszcie Tora objęła Mile, odsunęła na bok i zawołała:
— Otwieraj! Otwieraj! Mówić możemy potem!
Mila uznała wyższość czynu nad słowa i otwarła szafę.
Nagrodziły ją okrzyki zachwytu Tinki i Nory. Był to skarb, przez niewielu dotąd oglądany, zwłaszcza w ciągu lat ostatnich nie sięgnęło tu obce oko i to stanowiło urok niezwykły.
Każda unosiła się nad czemś innem. Tince były lalki małemi dziećmi, przemawiała też do nich językiem malców, rozbierała i ubierała z wielkiem zadowoleniem.
Tora unosiła się nad materjami, podnosiła do światła i porównywała z sobą. Zwłaszcza jeden kawałek brokatu, wyszukany specjalnie przez Milę, wprawił ją w ekstazę. Kreśliła coraz nowe plany i mówiła bez opamiętania...
Norze wydała się szafa zbiorem dzieł sztuki, a Mila ukazała się jej teraz z całkiem nowej strony. Obie były dla siebie przez cały wieczór z szacunkiem, który dwie pozostałe uznały za całkiem naturalny.
Usiadły przy stole, biorąc pomiędzy siebie lalki, zgromadziły mnóstwo materyj, nadających się do wielkiego celu, mianowicie balu dworskiego i jęły gorliwie pracować. Ale różniły się w zapatrywaniach. Tora głosowała za balem kostjurnowym i w wymownych słowach rozprawiała o markizach, damach roccoca, czasach rycerstwa, piórach i kapeluszach.
Mila stała po stronie teraźniejszości i zachwycała się niektóremi toaletami z najnowszego żurnalu. Nora przychylała się to do jednego, to drugiego pomysłu, a Tinka chciała, by każda ubrała swe lalki, jak jej się podoba.