Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/207

Ta strona została przepisana.

piło gwałtowne chowanie wszystkiego do szafy. Musiała spaść w chwili zamykania, Mila i Tora zasłaniały ją wspólnie.
Konsul podszedł do stołu, wziął lalkę w objęcia, potem złożył na serwecie, pokołysał i podłożył jej pod głowę niby poduszkę, filiżankę, obróconą dnem do góry. Ale za moment przyskoczyła Mila i porwała drażliwy przedmiot.
— Czyście się panie naprawdę bawiły lalkami? — spytał pan domu.
— Broń Boże! — odparła Mila — Zebrałyśmy się, by przysposobić wspólnie podarki gwiazdkowe!
— Pocóż tedy było ukrywać przedmiot tak niewinny? — spytał znowu.
— Bo lalka była rozebrana! — odrzuciła Mila, wprawna najwidoczniej w tego rodzaju odpowiedziach. Nora również znała się na tem, mając ojca, który lubił się drażnić z młodemi dziewczętami, to też pośpieszyła Mili z pomocą.
Dwie pozostałe znalazły się przezto poza rozmową, wzamian jednak zato oczy konsula spoczywały na nich nieustannie. Tinka rozumiała, że Tora mogła wzbudzić zainteresowanie... ale ona sama? Ogarnął ją niepokój. Czyż może gdzieś pękł szew sukni. Zdarzało jej się to czasem. Obejrzała wszystko, o ile wypadało, ale nie dostrzegła niczego. Doznała wrażenia, jakby siedziała przy stole rozebrana.
Konsul był w doskonałym humorze. Zaraz zwrócił całą uwagę wyłącznie na Torę, która skończyła jeść mimo, że długo jeszcze siedziano przy stole.
Dręczyły ją niewymownie utrapione mankiety, a konsul nie spuszczał z niej w dodatku oczu. Nie mógł wprawdzie dostrzec plam tłustych, bo zwróciła je ku