Przez trzy tygodnie nie było Anny w szkole, a chociaż Mila jeszcze kilka razy była u niej, nie została dopuszczona. Wobec tego zaprzestała wizyt.
Jednakże Anna chorą nie była. Bez ogródek wyznała ciotkom, że została oszukana i wzgardzona, a ponadto okradziona. Co znaczy to ostatnie słowo, powiedzieć nie chciała, zażądała tylko zupełnej samotności. Całemi dniami a często też w nocy chodziła po pokoju, ciotki bały się o nią bardzo, ale czyniła, co chciała.
Zawiadamiano ją zawsze o nabożeństwie domowem, nie zjawiła się jednak nigdy, gdy zaś ciotki pytały o przyczynę z coraz większym niepokojem, wyznała wreszcie, że właśnie pod względem religijnym poniosła największe straty. Z Milą dzieliła to, co jej było najdroższe, modliła się z nią, śpiewała hymny, czytała Biblję, zamieniały z sobą wszystko, niby pierścionek zaręczynowy, podarki, czy święte obrazki... Oświadczyła, że nie może wprost myśleć o tem, co się stało.
Nie płakała, zwłaszcza przy ludziach, gdyż miała żelazną wolę. Spoglądała na przeszłość jak na nieprzyjaciela, nienawidząc go, a gardząc sobą samą. Czyż można sobie wyobrazić coś śmieszniejszego nad odkrycie pomyłki, gdy pamiętnego dnia usłyszała śmiechy przyjaciółek Mili! Myśląc o tem, radaby się była zapaść pod ziemię ze wstydu. Ale myśli wracały, bojowała z niemi, zmuszała się do wyjawiania ich ciotkom i badała je do samego dna.
Ciężka to była walka, ale wróciła jej równowagę, zaczęła odbywać długie, samotne przechadzki i wreszcie po trzech tygodniach wróciła do szkoły, bledsza trochę, przychudła, ale pod innemi względami z pozoru niezmieniona.
Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/214
Ta strona została przepisana.