Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/222

Ta strona została przepisana.

błogi uśmiech. Promieniał cały, gdy ktoś tylko spojrzał w stronę szkoły, a nie mógł się też dość naopowiadać ni nasłuchać wszystkich drobnych, związanych z nią wydarzeń. Były mu miłe i bawiły go niesłychanie.
Tomasz jeden nie czuł się spokojnym, brakło mu czegoś, sam nie wiedział czego. Biegał nieraz po ścieżkach ogrodu, wpadając na Karola, z lekami w kieszeniach, gwiżdżąc, a tak szybko, że patrzącemu w oczach się dwoiło, to znów grywał całemi godzinami na fortepianie, lub czytał nową książkę, nie dając się od niej oderwać, wreszcie robił dalekie wycieczki, lub Czytał dziewczętom, i bawił się z niemi po koleżeńsku. Czasem zaś nie mógł patrzyć na szkołę i zamykał się u siebie, lub wyjeżdżał. W takich razach matka obejmować; musiała godziny literatury, — panna Hall chemję i fizykę, a Nora śpiew. Tomasz nie był zdolnym do niczego. Po pewnym czasie wracał weselszy niż zawsze, odświeżony i pracował za dwu. Matka przypisywała to owemu okresowi życia, kiedy nie miał regularnego zajęcia.
Nieraz; nie chciał się pokazać przybyłym gościom, albo —siadał w kącie, nie otwierając przez całą wizytę Ust. Zdarzało się również, że mroził towarzystwo monosylabami i nagłem znikaniem z salonu.
Uważano to wszystko za oznaki genjalności. Tomasz Randalen miał w sobie coś z genjusza.
Przed wyjazdem do Ameryki „odkrył“ pewną nauczycielkę historji. Wogóle „odkrywanie“ było jego specjalnością. Zwała się Karen Lothe, a uczyła narazie robót ręcznych, czytania i pisania. Tomasz zwrócił na nią uwagę i znalazł w niej skarb wiadomości z zakreśli historji i sztuki. Poradził jej, by sobie przyswoiła znajomość dziejów kultury. Powtarzał to często,