Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/232

Ta strona została przepisana.

uwagę wszystkich zwrócił chór dziewcząt, śpiewających na schodach głównych budynku.
Nora wyuczyła je w czasach ostatnich nowych utworów chóralnych i przeniosła produkcję na schody tak, że gromadzili się nietylko domownicy, ale i obcy przechodzący aleją. Pani Rendalen i nauczycielki pospieszyły do okien.
Dziewczęta ustawiły się amfiteatralnie na stopniach, nie śpiewające maleństwa utworzyły flanki, a na samym dole stała Nora, otoczona chmurą jasnych włosów, tonących w kapuzie, która jej zawsze opadała na kark. Przyswoiła sobie sposób dyrygowania Tomasza, jedyną rzecz, którą czynił spokojnie ten niespokojny człowiek. Poruszała przegub prawej ręki a lewą dawała znaki. Rękę prawą trzymała zupełnie jak on, tuż przed piersiami.
Śpiew brzmiał silnie, płynąc ponad miasto, a widok ten, podniecający fantazję, przyczyniał się może także do efektu.
Poniżej budynków szkolnych leżało miasto i port pośród dwu przylądków, w zatoce roiło się od ludzi w pracowitych warsztatach i składach drzewa, po lewej stronie sterczała góra, utkana bezlikiem domów, a w dali widniały wyspy po morzu rozrzucone. U wybrzeża panowała w powietrzu cisza, zazwyczaj podczas śpiewackich produkcyj po niebie pędziły spiesznie chmury i promienie słońca rozświetlały raz po raz krajobraz. Czasem też, przy pogodzie na lądzie huczało morze. Stąd to może poszło, że śpiewaczki wybierały smętne pieśni.
Ów śpiew chóralny stał się od pewnego czasu wprost popisem szkoły. Starsze czuły, że chwyta je jakaś więź przemożna, śpiew bowiem wzmacnia i łączy,