Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/238

Ta strona została przepisana.

Po dziesięćkroć i po dwadzieścia razy obwieściła tę nowinę wszystkim, zawsze z równym zapałem.
Zapał jest zaraźliwy, to też wszystkie zaczęły uwielbiać Tomasza. Był im ideałem mężczyzny, mimo piegów, płaskiego nosa, czerwonych włosów, niespokojnej i pozbawionej brwi twarzy. On sam tłumił jeno nieco ów zachwyt, biegając wzdłuż ławek po klasie i nie patrząc na żadną z wielbicielek. Czasem drżały przed nim, gdy wpadał w wzburzenie, a nawet gniew, w chwilach, kiedy coś stanęło na przeszkodzie nauce, bo w takich razach był wprost niebezpieczny. Ale zaledwie opuścił klasę, ideał jego nabierał pierwotnego blasku, był czysty i nieskazitelny. Gdy zaś był w dobrym nastroju i kreślił jakieś historyczne zdarzenie w wielkich rzutach jasno, przejrzyście, z niezrównanym pedagogicznym talentem, wówczas dziewczęta pewne były, że niema na całym świecie równego mu mężczyzny.
Ale właśnie dlatego, że był na całym świecie tylko jeden jedyny Tomasz Rendalen, zadawały sobie słabsze natury pytanie: — Ależ na Boga... on tylko jeden, a nas tyle?... To pytanie trapiło je niemało.
Mniejsza z tem, które sobie to pytanie zadawały i ile ich było, szło bowiem nietyle o pytanie, co o odpowiedź. Musimy przyznać, że niektóre dziewczęta uczyniły ponad siły, składając ślubowanie, poddane przez Norę po pamiętnym wykładzie Tinki. Takie rzeczy uświadamiamy sobie dopiero potem, rozważywszy rzecz dokładnie, myśląc o tym, którego się kocha, lub przez którego chciałoby się być kochaną... on zaś... Ach... przyznać trzeba, że stara mieścina była gniazdem plotek.
Przytem jawią się wątpliwości, a wielkiemi słowami i wzniosłem! zasadami żyć trudno.