Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/242

Ta strona została przepisana.

Kilka jednak godzin przedtem zdarzyło się coś, co mogło odkryć wszystko, a w takim razie cztery młode damy musiałyby niezwłocznie opuścić szkołę.
Panna Hall wróciła o szóstej ze spaceru, mocno zirytowana, i zażądała niezwłocznej rozmowy z panem Rendalenem. Gdy przyszedł, podała mu list. Przeczytał, odsunął go na odległość ramienia i uśmiechnął się, gdy zaś rzecz wzięła serjo, wybuchnął śmiechem rozgłośnym...
W dziesięć minut potem dostał od panny Hall list z zawiadomieniem, że odjeżdża najbliższym parowcem. W ściekły pobiegł do matki, opowiedział rzecz i dodał, że panna Hall musiała chyba oszaleć.
Pani Rendalen pospieszyła do niej i znalazła w stanie wielkiego wzburzenia. Panna Hall płakała i miotała gwałtowne słowa, a pani Rendalen zrywała raz po razu okulary z nosa, bo rzecz była dla niej zupełną zagadką. Spróbowała mówić po angielsku, ale i to nie wyświetliło niczego.
Spytała więc krótko i węzłowato, czemu się tak rzuca, co chce, by się stało i jakiego żąda zadośćuczynienia.
Zażądała kary dla winowajczyni.
Tyle tylko?
Pospieszyły do pokojów pensjonarek. Były puste. Zaczęły przestrząsać książki i teki. Musiało się przecież wykryć, która z uczennic była tak śmiała, że naśladowała pismo Tomasza. Potem poszły do klas wyższych. Starannie zbadały wszystkie porzucone skrawki papieru, przeszukały książki, pulty, pracowały gorliwie, by dojść, która z uczennic dopuściła się występku.
Uczyniły to wszystkie... wszystkie razem!