Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/248

Ta strona została przepisana.
XVIII.
W gołębniku.

Pewnego majowego dnia po południu ćwiczyły w hali gimnastycznej dwie najwyższe klasy; czyniły to leniwo, bo pogoda była cudna, przez otwarte od strony góry okno, płynęła woń kwiatów i drzew. Właśnie weszła panna Hall i, przerywając ćwiczenia, przydzielała poszczególnym dziewczętom pewne poruszenia. Skutkiem tego pewna liczba uczennic, podszedłszy do okna, zaczęła patrzeć na wysokie drzewa, stojące w wielkiej grupie, nakryte, jakby jedną koroną. Ale widok przysłaniały po części wychylające się powyż okna młode, wścibskie pędy, bardzo w tym roku bujne. Przytem przywabione kwieciem drzew natrętne pszczoły, fruwające wokoło, odstraszały patrzące. Nagle powiał od strony lądu wiatr, pochylił korony, podniósł tuman piasku i suchych strączków, oraz wstrząsnął tak drzewami, że miljony kwiatów uleciały w powietrze.
Dziewczęta zaczęły śmiać się radośnie, klaskać i pokrzykiwać, co zwabiło resztę, a potem cała czereda rzuciła się ku półotwartemu wejściu, w ślad za ulatającem, połyskliwem kwieciem drzew owocowych. Zapomniały, że są w kostjumach ćwiczebnych, co