Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/270

Ta strona została przepisana.

ucieczki... Dzielił ich jeno płaski głaz... Dreszcz nią wstrząsnął... Ostatnim wysiłkiem odwróciła głowę, postąpiła chwiejnie parę kroków... i natknęła się na niego.
Pomknęła w bok. On dotknął jej ręki, podsunął ramię pod jej ramię... uczuła jakby ją opasywała żelazna obręcz... I nagle, niespodzianie zwisła mu na ręku tak bezwładnie, że się omal oboje nie obalili na ziemię...