Każdy, kto chciał jakiś dar, czy przywilej pozyskać, udawał się też w danym razie do pana Maksa, nawet kiedy inne drogi zawiodły. Wiem dobrze, co mówię, i nie kłamię. Kto zaś działał przeciw jego woli, doznawał prześladowań dniem i nocą. Pan Maks nie darował jego domowi, ni rodowi, a straszny był, miał bowiem do dyspozycji władze zarówno świeckie, jak wojskowe, a ręka jego sięgała przez przyjaciół i przyjaciół tychże aż do Kopenhagi.[1]
Wszystko to jednak wychodziło miastu na dobre, gdyż w czasie owym nikt nie wszczynał procesu, ale oddawał sprawę panu Maksowi do rozstrzygnięcia. Tak samo stało się z nowym kościołem, zbudowanym w miejsce Panny Marji, nazwanym przez lud kościołem Św. Krzyża. Pan Maks stał się jego głównym budowniczym, to też wpaniałe to dzieło jest chlubą miasta, a jednocześnie wieczystym pomnikiem chwały dzielnego kapłana. Kościół kosztował ogromne sumy, a dostały się one do rąk brata, który dostarczał kamienia, cegły i drzewa, oraz sprowadzał wszystkie
- ↑ Doświadczył tego na sobie Karol Brandenburg z placu targowego. Miał on córkę, nader dumną, ale piękną, Krystynę. Gdy panu Maksowi zmarła żona, zażądał jej zaraz w małżeństwo. Ale odmówiła, a ojciec stanął po jej stronie, mimo, że się bał wielce. Niebawem wniesiono na pana Brandenburga skargę, że handluje rzeczami niedozwolonemi, oraz że oszukuje na mierze i wadze, a wreszcie, że bluźni Bogu. Od tego ostatniego oskarżenia uwolniła go śmierć. Kiedy wrócił syn jego z Francji, został zaraz wzięty do wojska, wysłany na wojnę i słych o nim zaginął. Gdy władze rozpoczęły śledztwo przeciw Karolowi Brandenburgowi, był on najbogatszym obywatelem miasta, po jego atoli śmierci zostało córce tyle jeno, że mogła się zgodzić do służby u pewnego chłopa na wsi. Żyje ona dotąd. Dużo różnych, podobnych spraw się zdarzyło, tak, że potem nikt nie śmiał powstawać przeciw woli pana Maksa.