Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/286

Ta strona została przepisana.

— Mam jak najgorsze przeczucia.
Złożyła dłonie, a łzy potoczyły jej się po policzkach. Nora przytuliła znowu głowę do ramienia Tinki i zaczęła gorzko płakać.
Po chwili usłyszały głos Tory z pokoju sąsiedniego. Rozróżnić nie mogły słów, wyrywających się jej z piersi, ale odczuły, że były dzikie, rozpaczne, urywane. Potem nastała cisza.
Cisza ta straszniejszą im się jeszcze wydała, ale milczały. Nie mogąc dłużej wytrzymać, zamieniły spojrzenia i podeszły do drzwi, gdy nagle rozbrzmiały szybkie, ciężkie kroki, drzwi się rozwarły i przeszła obok nich pani Rendalen z rękami uniesionemi nad głowię...
Cóż to być mogło, na Boga? Wbiegły... Tora leżała teraz na ziemi Panna Hall pochylona była nad nią. Na stole stała miednica z wodą.
Panna Hall zawołała, spojrzawszy na dziewczęta:
— Pomóżcież mi ją podźwignąć!
Uczyniły to wspólnemi siłami. Tora nie zemdlała powtórnie, ale zesłabła i dawała wszystko robić z sobą. Gdy leżała na sofie, trupio sina, wychudła, wyczerpana, panna Hall spojrzała dziwnym wzrokiem na przyjaciółki.
Odpowiedziały spojrzeniem, pełnem przerażenia, a ona skinęła kilka razy poważnie głową...
Cofnęły się kilka kroków.
Po chwili, jedna po drugiej wymknęły się do pani Rendalen.
Zastały ją nieruchomą w fotelu.
Nora przytuliła głowę do jej ramienia.
Nie padło słowo.
Niebawem usłyszały głos Tory. Żaliła się, opowiadała, płakała. Potem weszła panna Hall.