Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/297

Ta strona została przepisana.

dziecko otrzymało nazwisko, a sama Tora środki na jego wychowanie. W razie konieczności, był Tomasz zdecydowany zwrócić się do przełożonych Fürsta, a nawet pójść do samego króla. Nikt z pośród wtajemniczonych, a zwłaszcza matka nie wątpił w doskonały rezultat. Wszystkich ogarnął wielki optymizm.
Biedna Tora czuła od początku wstręt do pomysłu Rendalena. Rozstrzygającym dla jej uległości był wzgląd na szkołę i koło przyjaciół. Chciała, by na nich padł cień jak najmniejszy.
W jednym jeno punkcie doznał plan Tomasza zmiany, oto miast niego, miała jechać matka, gcdyż obawiali się wszyscy możliwości przykrych następstw.
W dwa dni po ułożeniu planu, a w trzy po przerwanym niespodzianie odczycie odjechała rzeczywiście.
Popołudniu w przeddzień wyjazdu utraciła pani Rendalen pewność siebie i humor. Wiedziano, że pod względem pieniężnym zachodziły braki, ale działo się to tutaj tak często... przytem właśnie jakoś związano końce. Mimo to chmury nie ustępowały. Tomasz chciał, wiedzieć. Kilka razy wykręcała się pozorami, gdy jednak nastawał, oświadczyła, że powiedzieć nie może, gdyż jest to tajemnica cudza... nie Tory... dodała, spiesznie.
— Otwórz oczy, — powiedziała — a nie będziesz potrzebował słów!
Otworzył oczy, ale nie mógł w żaden sposób pojąć, skąd się bierze nastrój matki. Odjechała, zabierając z sobą tajemnicę. Tomasz chodził i pytał, ale wszyscy wiedzieli tyle co on sam.
Wzbudziło to w mieście wrażenie, że pani Rendalen wyjeżdża o tej porze i to wśród najszybszego tempa nauki, do Sztokholmu, a za towarzyszkę i po-