Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/322

Ta strona została przepisana.

— Tak, to prawda... ale...
— Ja mam teraz głos! — przerwał mu burmistrz.
— Nie! — odważył się wtrącić jeden z pantoflarzy — Głos ma pastor Wangen, bo został zapytany.
Ogólna konsternacja. Na szczęście większość nie była pantoflarska.
— Drugie pytanie: Czy prawdą jest, że pan Rendalen oświadczył jak oby...
— Ależ szanowny panie burmistrzu! — zawołał Hansen — Czyż pan Rendalen ma w celu przyjęcia zdawać egzamin z religji?
Wszyscy, bez różnicy partji, wybuchnęli śmiechem. Burmistrz przeczekał objawy wesołości, gdy zaś nastała cisza, powtórzył:
— Drugie pytanie: Czy jest prawdą...
Nowe śmiechy, głośniejsze jeszcze niż poprzednie.
Wobec tego wpakował burmistrz swe pytania do kieszeni i cofnął się wstecz.
Wystąpił teraz Karol i rzekł, że Rendalen, przyjaciel jego, uwzględnia w nauce historji rezultaty badań naukowych, a więc także dzieje rozwoju chrześcijaństwa. Życie ludzkie, jako coś kierowane wolą bożą, to przedmiot dziejów Kościoła.
— Czyż nie jest chrześcijaninem? — spytał Bugge.
— Tego pytania niema na porządku dziennym! — zawołał Nils Hansen.
— Czyż nie jest chrześcijaninem? — powtórzył Bugge.
— Nie, nie jest! — odparł Wangen, czerwony jak żak szkolny.
— Cymbał! — rzekł Hansen półgłosem i cofnął się także.
— Wobec tego podszedł nas! — zawołał Bugge.