Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/327

Ta strona została przepisana.

szwagrowi, a po rozmowie jego z dziekanem doniósł Fürst konsulowi, że szanse są znacznie lepsze, niż sądzi. Konsul jął kuć żelazo na gorąco. Coprawda, zdziwił się trochę, gdy staruszek zażądał zaprzestania ataków na szkołę.
Konsul odparł ze szczególnym uśmiechem, że „wpływ jego nie jest tak silny.“ Stary dziekan uśmiechnął się wzajem i zauważył, że „o wpływ ten niema żadnej obawy.“ Na tem stanęło.
Pewnego piątku rano zostały rozesłane drukowane zaproszenia pod adresem przyjaciół w mieście i miastach sąsiednich. Konsul prosił o uczynienie mu zaszczytu uczestniczenia w uroczystości zaślubin córki jego z porucznikiem marynarki Nilsem Fürstem.
W tydzień potem, w poniedziałek, miał się odbyć ślub w kościele św. Krzyża, o czwartej popołudniu. W zawiadomieniach, skierowanych do najzaufańszych przyjaciół, dodał konsul własnoręcznie informację, że ceremonji zaślubin dokona osobiście czcigodny dziekan Green, duszpasterz jego rodziny i przyjaciel jego nieodżałowanej nieboszczki żony.
Tegoż samego dnia przechodził konsul około południa, mimo mostu przystani, gdzie pełno było ludzi, zajętych różnemi sprawami. Powitano go radośnie, z rozjaśnionemi twarzami i kłaniano mu się uprzejmie, niektórzy zaś, którzy mogli sobie pozwolić na tę poufałość, ściskali rękę konsula, uśmiechniętego i szczęśliwego.
Oburzało to wszystkich, że Tomasz Rendalen decyduje o tem, kto może brać ślub, a kto nie. Powtórzyły się widocznie czasy Maksa Kurta!
I któż się na to ważył? Oto nędzny, obciążony długami człek, któremu szkoła wali się na głowę!