Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/38

Ta strona została przepisana.

i były to jedyne chwile, podczas których widywano go poza obrębem ogrodu i piwnicy.
Na wiosnę i latem wstawał o czwartej rano, w jesieni i zimie, gdy się tylko rozwidniło. Latem nosił angielskie, skórzane spodnie i szary płócienny surdut, oraz długi, zielony fartuch i czapkę z wielkim daszkiem. W zimie miał te same spodnie, zapięty szczelnie kaftan marynarski, ten sam fartuch, a na głowie futrzaną czapkę z klapami, zawsze zwieszonemi, które go uderzały po twarzy. Nigdy go nie widywano ubranego inaczej, z wyjątkiem niedziel, kiedy był zawsze ogolony, miał twardy kołnierzyk i nie nosił fartucha.
Nie miał szerokiego, zuchwałego czoła Kurtów, ale czoło lekko zarysowane, wysokie i nader białe. Wydało się ono może tylko tak białe przy reszcie opalonej twarzy. Oczy dzikie, niespokojne swego rodu odziedziczył jednak w spadku. Twarz jego była dłuższa, niż dawniejszych Kurtów, i dość chuda, a nos nieco zbyt szeroki.
Gospodynie i dzieci wyśledziły rychło, że lepiej jest iść wprost do tego szorstkiego, często krzykliwego człowieka po jarzyny, niźli do jego straganu na rynku, był on bowiem ustępliwy w interesach i w gruncie serca lubił dzieci. Tylko nie można było długo przebierać, a przedewszystkiem targować się.
Wiodło mu się dobrze, krowy i ogród żywiły go coraz to lepiej. Po kilku latach rozeszła się wieść, że od śmierci matki przesiaduje wieczór w wieczór sam jeden i popija whisky, aż do nieprzytomności. Kto chciał się o tem przekonać, musiał iść doń przed samą dziewiątą, gdyż o dziewiątej kładł się spać! Tak uczynił ten i ów i okazało się prawdą, co wieść głosiła. Punktualnie o pół do dziewiątej był z reguły pijany, nie mógł mówić, ale łatwo popadał w płacz.