W cżas jakiś potem dostał pewien chłopak, służący do posyłek we dworze, nowy świąteczny kaftan. Brat owego chłopca, sternik, dostał ów kaftan w którymś z angielskich miast portowych od jakiejś kobiety niemal za darmo, a wszyscy głosili zgodnie, że w całem mieście nikt nie posiada tak pięknego kaftana. Kiedy atoli ów chłopak chciał się wystroić w najbliższą niedzielę, spostrzegł, że kaftan pocięto na pasy w sposób kunsztowny wprawdzie i nieznaczny, tak, iż wisząc wydawał się nietknięty, ale były to jeno szmaty bez użytku.
Podejrzenie padło oczywiście na Johna, który zabawiał się właśnie w porcie wiosłowaniem. Nikt nie wyjawił jednak niczego, gdyż wszyscy lubili chłopca i pamiętali, jakie dostał cięgi. Andrzej Berg, tak się zwał poszkodowany, nie mógł powstrzymać łez, gdyż miał tylko ten jeden kaftan, który był całą jego radością, więc Kurt spostrzegł, że coś się stało, i wyświetlił prawdę.
Dziwna to zaprawdę rzecz, że John nie przewidział, iż poszlaki padną zaraz na niego, po awanturze z kotem i jabłonią. Może myślał, że to wyłącznie sprawa pomiędzy nim a poszkodowanym, lub też liczył na obietnicę ojca, że go już nigdy nie wybije?
Wrócił wesoły, rozbawiony z portu i od samej furtki ogrodu zaczął chlubić się czynami całego dnia. Nagle usłyszał wołanie ojca, stojącego w oknie, odkrzyknął żywo: idę! i w kilku skokach przebył schody.
Ujrzawszy na stole kaftan i nową, należycie splecioną rózgę, pobladł jak ściana, stracił przytomność i, kręcąc się w kółko, powtarzał chrypliwie, nie mogąc jakby schwycić tchu:
— To nie ja! To nie ja!
Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/44
Ta strona została przepisana.