Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/48

Ta strona została przepisana.

pewnego dnia prośbę o zwolnienie z wojska i odprawę tę, w łasce zresztą, otrzymał.
Niedługo potem wrócił do domu, a gdy go pytano o powód, mawiał, że wojskowość, to błazeństwo, niegodne porządnego człowieka. Dodawał, że oficerowie, to małpy wyszkolone, które robią podobne małpy z młodych, silnych chłopców, generałowie, to małpy starsze, a król, to arcymałpa.
Czem chce zostać, pytano, on zaś odpowiadał: skoczybrózdą, rolnikiem, ogrodnikiem, jak ojciec. Gospodarka rolna, to jedyne przyzwoite i solidne zajęcie, godne w pełni wolnego człowieka.
Chadzał teraz zababrany po uszy, grzebał z robotnikami w ziemi i przez całe lato był wszystkim przykładem.
Ale tylko przez lato. Nie skończyła się jeszcze jesień, a już mu obmierzło ogrodnictwo. Opuścił dom i pojechał okrętem na południe. Przez kilka lat nie dawał o sobie wieści, aż wrócił pewnego dnia wiosennego niespodzianie.
Zwiedził, jak powiadał, wszystkie kraje i morza. Ile razy wymieniono przy nim kraj, lud, morze, rzecz szczególną, czy wybitnego człowieka, wszystko to rzekomo widział, a z owym człowiekiem przyjaźnił się, lub znał go przynajmniej.
Nie wszystko było zmyślone, gdyż mnóstwo zebrał wiadomości, a wiele z nich mógł posiąść jeno na miejscu. Korespondencja jego świadczyła też, że zaznajomił się z przedziwnemi osobistościami. Pewnego nawet razu zjechał doń późną jesienią, by polować na niedźwiedzie, pewien angielski lord.
Czemuż wrócił? Twierdził, że chciał ojcu zamknąć oczy. Ale ojciec był zdrowiuteńki, w dniu jego po-