Ta strona została przepisana.
wrotu, niemal równie rzeźki jak w chwili odjazdu. Mawiał, że znieść nie mógł myśli, iż ojciec może chory śmiertelnie, gdy on daleko. Od tej pory otaczał ojca czułością wielką, a podstarzały Konrad dał z sobą robić wszystko.
John wyprawiał różne cuda z ojcem. Raz domagał się, by nic nie jadł, potem zaordynował mu tusz zimny i ciepły, a pewnego dnia położył go bez żadnej wyraźnej potrzeby do łóżka i ponakrywał pierzynami, by wywołać poty.
Konrad rzucał synowi często spojrzenie znaczące i dziwne. Nie było w niem troski, ni zaufania, a tem mniej humoru. Widniała natomiast jakaś chłodna ciekawość, jakby pytał:
— Czy to naprawdę mój syn, John?