Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/60

Ta strona została przepisana.

Gdy go oddała Johnowi, rozerwał gwałtownie kopertę i wydobył grubą, angielską kartę listową, ozdobioną gołąbkiem. Papier był przewyborny, a gołąbek doskonale wyrysowany.
John przeczytał te słowa, skreślone wprawnem pismem:

„Jestem gotowa!
Tomasyna.

John Kurt zwrócił się do Marjanny i powiedział
— Ach! Cóż to był za człowiek, ten mój drogi ojciec! Bez niego nie dostałbym jej nigdy!
John chciał zaraz nazajutrz wziąć ślub, ale ku wielkiemu jego zdziwieniu oparła się temu Tomasyna, nie chcąc nawet w następnych tygodniach słyszeć o weselu. Odprawiła wszystkie uczennice i postanowiła poduczyć się sama tego, czego wymagało jej przyszłe stanowisko. Pojęcia nie miała o gospodarstwie domowem, ład wielki i porządek panował koło jej własnej osoby, pozatem jednak zajmowała się od dzieciństwa wyłącznie tylko książkami.
John Kurt zachwycony był, słysząc o tych jej niedoskonałościach, bowiem sam właśnie umiał to wszystko wyśmienicie. Znał się na praniu, szorowaniu podłóg w kuchni i pokojach, lepiej od najwprawniejszej służącej. Odsunął zaraz na bok starą Marjannę i udowodnił czynem swoje słowa. Robota szła mu, jakby całe życie przepędził w kuchni. Umiał też przyrządzać różne potrawy, nieznane wielu osobom nawet z nazwy. Piekł, gotował, smażył, a nawet umiał robić pończochę, szyć, cerować, krochmalić bieliznę i prasować! On sam uczył wszystkiego Tomasynę, a zaczął zaraz od pierwszego dnia narzeczeństwa.