Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/81

Ta strona została przepisana.

niej wyciągał rączyny i tulił się, by być bezpieczny przed matką.
Opuszczona matka patrzyła na to, rozmyślając, że czas minął długi, a ona stoi tam, gdzie była przed całemi miesiącami. Zrazu doznawała uczucia strasznej bezsilności, potem zaś wstydu. Zdecydowanym gestem odbierała siostrze malca i ubierała go sama, mimo oporu. Krzyczał przez cały czas, a kiedy ubrany już, nie chciał od niej wziąć jedzenia, biła go i burczała, nie przestając, aż ucichł, łkając tylko jeszcze i jęcząc żałośnie. Walka tedy kończyła się cichemi odgłosami, jakby poprzez drzwi.
Nakoniec uczynił pod wpływem strachu wysiłek i złożył usta do pocałunku, ale nie przestał wydawać pomruków buntu i ronić łez, dla okazania, że czyni to wbrew woli. Komiczne i wzruszające były te próby, po których zwyciężony musiał jeść, kłaść się i wreszcie zasypiał, łkając jeszcze chwilami.
Odbyła przechadzkę, wróciła potem i jak zawsze usiadła, czekając, aż się przebudzi. Po jakimś czasie roztwierał oczy, krzywił znowu buzię, ale nagle przerażony porzucał zamiar, wyciągał nawet rączki i nie bronił ich matce, pochylonej nad nim i uśmiechniętej. Niejedną rozegrano walną bitwę, zanim Tomasyna Rendalen strąciła z tronu syna i siadła na nim sama. Czyniła sobie wyrzuty, że nie zaczęła wcześniej, ale rada była odniesionemu zwycięstwu, jakby jakiś generał. Dnia tego położyła się znużona, ale spokojna, jakby zdobyła nieprzyjacielską twierdzę.
Tomcio miał w tym czasie rok i trzy ćwierci. Wiedziała dobrze, że nie na tem koniec wojowania, ale czuła jednocześnie, że malec odkrył pośród niesko-