Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Może siostra Tomcia żyje w niedostatku? Tomasyna miała się teraz dobrze, dzięki przemianie reszty pola powyż dworu na ogród zdwoiła swe dochody. Siostrze Tomcia nie mogło zbraknąć środków do życia, było to oczywiste.
Wywiedziała się rychło, że mała przebywa u babki swej Marity Stoen, zwanej matką Stoen, wdowy po pilocie, który wsławił się w okolicy jako dzielny człowiek.
Matka Stoen mieszkała na „górze“, w lewo od dworu, Tomasyna postanowiła zobaczyć, co się dzieje z dzieckiem. Nie spiesząc się, umyśliła zajść tam w niedzielę, o ile będzie pogoda. Ale przez kilka tygodni padały deszcze i miało się już pod lato, gdy pewnej niedzieli wyruszyła do matki Stoen.
Towarzyszył jej Andrzej Berg.
Droga wiodła z placu targowego obok nowego cmentarza, była żmudna i pełna odpadków i porozrzucanego gnoju. Biedacy, zamieszkujący „górę“, biedowali zdawna, jak chcieli, i wszystko razem nie wyglądało ponętnie.
W dole, nad morzem tłoczyły się czółna, bo po tej stronie góry bezpieczne były od burzy. Wokoło czółen hasała czereda dzieci, wzniecając gwar i miotając okrzyki, od których drżało powietrze.
Tomasynie przyszło na myśl, że może pośród nich znajduje się siostra Tomcia, i pilnie badała opalone już twarzyczki, szukając, acz z niechęcią, znanych rysów. Spytała o matkę Stoen i zaraz, co najmniej dwudziestu obdartusów wskazało ku górze, ale mimo to nie mogła dojrzeć domku, który widziały dzieci. Nie zatrzymując się dłużej, poszła za Andrzejem Bergiem ślimakowato wijącą się ścieżyną. Szły za nią wrzaski,