Strona:Blokhauz pod Syreną (cz. 2). Na dalekim cmentarzu.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Lecz przyszli dwaj młodzi żołnierze. Ubiorem nie różnili się od innych. Na głowie mieli uszaste czapy kanadyjskie i takież na sobie futra. Jeno spojrzenie ich było błękitne i po słowiańsku w dalekość zapatrzone. Obejrzeli szereg grobów, nad mogilą polską podumali dłużej. Potem zbliżyli się do krzyża z niezrozumiałym napisem i powoli go odczytali.
Litery, stylizowane na wzór cerkiewnej cyrylicy, opowiedziały im, że w tej mogile leży:

DANIŁO MIŁOSZ.
Srbin iz Baczke.
Pał za Otcziznu.
Sława mu.

Wówczas oblicza dwóch żołnierzy, najzwyczajniejsze fizjognomie współczesnych inteligentów, stężały w jakąś spiżową, bohaterską posągowość, a oczy zagrały blaskiem, niby źrenice orła wpatrzonego w słońce.
Odchodząc, salutowali mogile serbskiej. Uczcili syna ziemi, zalanej najazdem niemieckim. Zło żyli hołd Narodowi, co wszystką nadzieje położył w żelazie rycerskim. Oddali należną cześć bratniej falandze tragicznej, która za żołd przyszłej wolności, krew wytoczyła w służbie obcej, a ciałem w obcej legła ziemi, aby w łunach zorzy północnej śnić o dalekiej i wielkiej Ojczyźnie.


Tip. »Slova», Bucureşti, Doamnei 3