Haley i Tomasz jechali dalej na wózku; obydwoje pogrążeni byli w głębokiej zadumie, ale jakże się różniły ich myśli?
Haley obliczał w myśli długość, szerokość i wszystkie rozmiary Tomasza i rozważał, co można wziąść za niego, skoro go wystawi na targu w takim stanie, w jakim się znajduje. Myślał o tem, jakby dobrać inny towar. Marzył o rozmaitej wartości mężczyzn, niewiast i dzieci, któreby mógł nabyć a później sprzedać; myślał wreszcie o wielu innych rzeczach, mających z sprawą niejaką styczność. Później rozmyślał o samym sobie, o swojej ludzkości w porównaniu z innymi handlarzami, co krępują swoich murzynów łańcuchami, wtenczas, kiedy on, Haley, tylko na nogi włożył Tomaszowi łańcuszki, zostawiając mu ręce wolne, i wzdychał głęboko na myśl o niewdzięczności ludzkiej, a może nawet Tomasz nie jest zdolny ocenić jego łaskawości... Zastanawiał się nad swoją dobrocią, której nawet niewdzięczność murzynów, tak często go oszukujących, nie zdołała zachwiać.
Zupełnie innemi myślami był zajęty Tomasz. Przypomniały mu się słowa, które niedawno temu czytał, że nie tu nasz raj, ale tam — w chwale u Pana i Boga naszego. Czytał te słowa w książce starej, jakie to zwykle czytają prostaczkowie, ludzie nieuczeni, a znajdują w nich nieraz skarby wiedzy, które się w ich sercach przyjmują i w chwilach przeciwności dają im odwagę do mężnego w niedoli wytrwania.
Pan Haley wyjął z kieszeni kilka arkuszy rozmaitych gazet i z największą uwagą zaczął przeglądać ogłoszenia. A że nie nazbyt był w czytaniu biegły, czytał zwykle głośno, jakby dlatego, by uszy dały świadectwo, że oczy widziały dobrze.
W taki sposób przeczytał powoli, co następuje:
„Sądowa sprzedaż murzynów! Stosownie do wyroku sądu odbędzie się we wtorek dnia 29 lutego sądowa licytacja murzynów, pozostałych po zmarłym Jessem Bloczforcie, na rzecz spadkobierców i wierzycieli.
Licytacja odbędzie się przed drzwiami sądowemi w Waszyngtonie.
Na sprzedaż wystawieni są: Agara — 60 lat; Jan — 30 lat; Ben — 22 lata; Saul — 25; Wojciech — 14 lat.
Samuel Morys. | Exekutorowie testamentu“. | |
Tomasz Flint. |
— Trzeba będzie sobie zobaczyć, — rzekł Haley, zwracając się do Tomasza, w braku innego towarzysza do rozmowy. — Otóż widzisz, Tomaszu, muszę dobrać dla ciebie porządną kompanię; w gromadzie jakoś będzie ci weselej. Najprzód udamy się do Waszyngtonu, gdzie, zanim załatwię rozmaite interesy, zamknę cię w więzieniu.
Tomasz przyjął wiadomość tę spokojnie, chociaż, jako człowieka uczciwego, niezmiernie go to bolało.