— Dobrze, przypłyniemy tam o zmierzchu, dzieciak będzie spał, będziesz go pan mógł zabrać bez krzyku... Lubię załatwiać sprawy spokojnie, nienawidzę hałasu. Kilka banknotów przeszło z kieszeni pasażera do pugilaresu pana Haley’a, który najspokojniej zapalił nowe cygaro.
Wieczór był jasny i cichy, gdy się statek zatrzymał u przystani w Louisville. Kobieta, siedząca z uśpionem na ręku dzieckiem, położyła okrycie swoje między paki i ułożyła tam dziecię, a sama pobiegła ku wyjściu z pokładu, w nadziei, że w pośród służby hotelowej, może uda jej się zobaczyć męża. Tłum pasażerów oddzielił ją od dziecięcia.
— Czas — rzekł Haley, podając nieznajomemu śpiące niemowlę. — Nie rozbudź go tylko, żeby się nie rozbeczał, bo nie dalibyśmy sobie z babą rady.
Nieznajomy ostrożnie odebrał dziecię i znikł wśród tłumu.
Gdy parowiec odbił od brzegu i wypłynął na środek rzeki, kobieta wróciła na dawne swe miejsce. Tam siedział Haley, dziecka nie było...
— Gdzie dziecię moje? Gdzie synek mój? — wołała zrozpaczona.
— Łucjo, — odezwał się handlarz, — syn twój sprzedany; tak czy owak, trzeba było go się pozbyć, niepodobna było wieść go na Południe. Przyznasz chyba, że słusznie uczyniłem korzystając z okoliczności i oddając go w dobre ręce, gdzie go lepiej wychowają, jak tybyś uczynić była zdolna.
Łucja zmierzyła go wzrokiem pełnym rozpaczy i niezmierzonej boleści. Inny człowiek wzruszyłby się do głębi duszy, ale nie on, który przyzwyczaił się do tego i uważał owe straszliwe męki ofiar swoich jako nieodzowne konieczności swego brzydkiego zawodu; obawiał się tylko hałasu.
Ale Łucja zachowała się spokojnie; cios przeszył jej sam środek serca; usta jej nie zdołały wypowiedzieć słowa żalu ani skargi.
Usiadła nieprzytomna, a ręce jej opadły bezwładnie; utkwiła wzrok gdzieś w dal, ale nic nie widziała. Regularny łoskot machiny, rozmowy pasażerów słyszała tylko jak przez sen. Nie była w stanie i słowa wypowiedzieć; nieszczęście zbyt wielkie — złamało ją.
Handlarz uważał za stosowne pocieszyć ją.
— Ja to pojmuję, że to bolesna dla ciebie chwila, ale rozumna i myśląca kobieta nie powinna się oddawać rozpaczy. Wiesz sama, że to było koniecznem, co było robić?
— Daj mi pan spokój, proszę, daj mi spokój!
— Jesteś piękną kobietą — mówił dalej — pragnąłbym twojego szczęścia, sprzedam cię w dobre ręce, a i wnet znajdziesz sobie innego męża, — tak ładna kobieta jak ty...
— Panie, nie odzywaj się w tej chwili do mnie! — zawołała Łucja głosem rozpaczliwym.
Handlarz zrozumiał, że uczyni najlepiej, gdy zamilknie. Wstał przeto i odszedł, a Łucja ukryła twarz w chuście i siedziała nieruchomie.
Haley przechadzał się wzdłuż i wpoprzek pokładu, zatrzymując się od czasu do czasu i spoglądając na Łucję.
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.
112
Chata wuja Tomasza