mieć także pewne prawa, że to ludzie z czuciem. Ojciec dogadzał jej we wszystkiem, jako jedynaczce. Gdy nakoniec wystąpiła na wielkim świecie piękna, bogata, rozkoszowała się widokiem wzdychających u jej nóg młodych wielbicieli, mających i niemających prawa do jej wyboru; to też nigdy nie wątpiła, że Augustyn, uznany godnym jej ręki, stał się najszczęśliwszym ze śmiertelnych. Myli się bardzo, kto sądzi, że kobieta bez serca może być pobłażliwym wierzycielem w rzeczy uczucia. Nikt bardziej nie wymaga tak wyłącznej, tak bezwarunkowej miłości jak kobieta samolubna; a im mniej stara się zasłużyć na przywiązanie, tem natrętniej i uparciej domaga się zapłaty miłości aż do ostatniego szeląga. To też gdy Saint-Clare począł po trosze zaniedbywać drobnostkowego dogadzania jej we wszystkiem i ciągłego świadczania czułostek, z któremi na początku występował z przyzwyczajenia, spostrzegł natychmiast, że jego rozkazodawczyni nie ma wcale zamiaru dać wolności swojemu niewolnikowi. Nastąpiły szemrania i dąsy, burze domowe i tragiczne sceny; wylano wiele łez, posypały się skargi i przycinki. Saint-Clare, dobry i pobłażliwy z natury, próbował z razu okupywać się darami i pochlebstwem; a gdy Marja powiła prześliczną córeczkę, doznał uczucia, jakoby w sercu jego obudziła się dla niej miłość.
Matka pani Saint-Clare miała duszę nader szlachetną i wzniosłą. Jej też imię dał swej malutkiej córeczce, ciesząc się nadzieją, że gdy podrośnie, to odzwierciedli mu drogi obraz matki. Ta na pozór błaha okoliczność obudziła w duszy Marji palące uczucie zazdrości, i od tej pory poczęła z niechęcią i smutkiem spoglądać na wzrastającą miłość ojca dla córki. Zdawało jej się, że dziecię przywłaszcza sobie tę miłość, która do niej samej należy. Po urodzeniu Ewuni, Marja podupadła na zdrowiu. Do chorobliwego stanu, który zwykł towarzyszyć brzemienności i pozostawać nadal, dołączyła się jeszcze zupełna nieczynność moralna i fizyczna, gryzące uczucie próżni i nudy, ustawiczne draźliwe usposobienie. I oto po kilku latach owa kwitnąca zdrowiem i krasą Marja zżółkła, zwiędła; prócz rzeczywistych dolegliwości, wmawiała w siebie inne urojenie, — poczęła uważać siebie za najnieszczęśliwszą, za najbardziej pokrzywdzoną na świecie istotę.
Nie było końca skargom i chorobie; większą część czasu zajmowała migrena, — często całe dnie i tygodnie Marja nie wychodziła z pokoju, nie wstawała z łóżka.
Cały zarząd gospodarski przeszedł w zawiadywanie sług; to też niema czego się dziwić, że Saint-Clare widział wszędzie nieporządek i zamieszanie. Córka jego była istotą słabą i bardzo delikatną, a ponieważ nie było komu doglądać jej z należytą pieczołowitością, więc też nie bez powodu począł się lękać o zdrowie a nawet życie Ewuni, która mogła zostać ofiarą niedbalstwa matki. Wyjeżdżając do Vermont, wziął ją więc z sobą, i namówił swą krewną pannę Ofelję Saint-Clare, aby mu towarzyszyła — i oto wszyscy troje powracają parowcem, na którym ich ujrzeliśmy po raz pierwszy.
A teraz, nim się zbliżą do miasta, którego szczyty domów już zdala widnieją, wypada nam jeszcze poznajomić bliżej czytelnika z panną Ofelją.
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.
135
przez Boecker Stove