z drobiazgową ścisłością. Panna Mozelay, która w domu rodziców Ofelji szyła dla niej suknie na podróż, dzięki wieściom komunikowanym publiczności o garderobie przyszłej podróżniczki, z każdym dniem nabywała coraz więcej znaczenia. Przez jej usłużność dowiedziano się z pewnością, że pan Saint-Clare wyliczył pannie Ofelji pięćdziesiąt dolarów, prosząc, aby za nie kupiła sobie, co do podróży potrzebne, i że postanowiono sprowadzić z Bostonu dwie nowe jedwabne suknie i czepeczek tiulowy. Wydatek ten oceniała publiczność miasteczka rozmaicie: jedni mówili, że raz w życiu na taki luksus można sobie pozwolić; inni znowu nie ukrywali swego niezadowolenia, że lepiej było pieniądze te posłać misjonarzom. Lecz obie przeciwne strony zgadzały się z sobą, że nie widziano jeszcze nigdy w tej stronie takiej parasolki, jak tę, którą przysłano pannie Ofelji z Nowego-Jorku i że materja na suknię jedwabną przepyszna. Obiegały także dosyć prawdopodobnie wieści o chustce do nosa mającej haftowany szlaczek; co więcej, głoszono nawet, że jedna chusteczka cała była obszyta koronkami, ba! szeptano jeszcze, że i rogi miała haftowane, — lecz co do tego ostatniego punktu, nie można było dostatecznie go wyjaśnić. Takie to nic nie znaczące ploteczki krążyły po mieście.
Panna Ofelja, jak ją teraz widzicie, siedzącą w kajucie parowca, w nowiutenkiej płócienkowej sukience — jest więcej niż miernego wzrostu. Twarz jej chuda, wyraz wolny, usta zaciśnięte, jak u człowieka, który dobił się stanowczego poglądu na świat i życie, oczka ciemne, przenikliwe, przebiegające z przedmiotu na przedmiot, jakby szukając czegoś, nad czem należałoby się zastanowić. Wszystkie jej ruchy żywe i śmiałe, świadczyły o niezwykłej energji; każde słowo wypowiadała z namysłem. Lubiła nadzwyczaj akuratność i porządek. Punktualna, jak nakręcony zegarek, patrzała z pogardą na każdego, kto się od niej różnił w tym względzie. Największym grzechem łączącym w sobie wszystkie inne, było w jej oczach „niedbalstwo“. Tym wyrazem nazywała każdy niewłaściwy postępek, nie zmierzający do pewnego oznaczonego celu. Ludzi z brakiem energji, gnuśnych, żyjących bez szczerszych ideałów, oskarżała o „niedbalstwo“; dla nich odczuwała tylko wstręt, zbywała ich pogardliwem milczeniem.
Co się tyczy jej władz umysłowych, posiadała zdrowy i czynny rozsądek, dosyć dobrze obznajmiona była z dziejami i starymi klasykami angielskimi; a w pewnych, lubo niezbyt obszernych granicach, mogła pracować i duchowo.
Miała zdrowy pogląd na życie praktyczne, na gospodarstwo ze wszystkiemi odgałęzieniami i na stosunki polityczne jej rodzinnego miasteczka. Górującą nad wszystkiemi innemi zasadą jej moralnego kodeksu była niezwykła sumienność w wypełnianiu wszelkich obowiązków. W żadnym kraju uczucie obowiązku nie ma dla niewiasty tak wielkiego znaczenia jak w Nowej-Anglji. Sumienność jest tu kamieniem węgielnym, na którym opierają się wszystkie postępki kobiety; poczucie obowiązku panuje nadewszystkiem i przenika do głębi każde poruszenie duszy.
Panna Ofelja była w całkowitem znaczeniu tego słowa niewolnicą
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
137
przez Boecker Stove