uprzedzeni w tym względzie. Patrzycie na murzyna jak na żabę lub węża, a w tejże chwili oburzacie się na samą myśl o ucisku niewolników. Niepodoba się wam ich uciemiężenie, a równocześnie jak od zarazy uciekacie od zetknięcia się z nimi. Chcielibyście ich wszystkich hurmem odesłać do Afryki, żeby się wam na oczy nie pokazywali, a potem wysłać tam kilku misjonarzy, zwalić na nich cały ciężar kształcenia biednego plemienia i takim tanim sposobem wypełnić chrześcijański obowiązek miłości i zaprzania się samego siebie. Czyż nieprawda?
— Jest w tem nieco prawdy, — odrzekła, zamyśliwszy się głęboko, panna Ofelja.
— Coby poczęli ci biedni i uciśnieni, gdyby nie było dzieci? — mówił dalej Saint-Clare, opierając się o kratę i goniąc oczyma za Ewunią, która wesoło podskakując, oddalała się z miejsca, gdzie ją spostrzeżono, i ciągnęła za sobą Tomasza. — Dzieci, ale tylko dzieci, to prawdziwi demokraci. W oczach Ewuni Tomasz jest bohaterem, jakiego jeszcze nie było na świecie; jego życie, to cały szereg niezwykłych zdarzeń; pieśni jego brzmią w jej uszach piękniej niż muzyka w operze; jego kieszeń z rozmaitemi zabawkami, to niewyczerpana kopalnia skarbów; Tomasz dla niej, to człowiek niezwykły, jakiego nigdy jeszcze nie znała. Nasza Ewunia jest jedną z tych aniołków rajskich, które Bóg niekiedy zsyła na ziemię ku pociesze biednych i uciśnionych, którym nie wiele dano innych pociech.
— Dziwna rzecz, kuzynie, — rzekła panna Ofelja, — słuchając ciebie, możnaby myśleć, że jesteś księdzem.
— Księdzem?... — zagadnął Saint-Clare.
— Tak, głoszącym słowo Boże.
— Nie, kuzynko, nie jestem teologiem, nie znam się na teologji; sądzę nawet, nie bez pewnej obawy, że jestem człowiekiem niedobrym, nie wykonującym należycie przykazań Boskich.
— I dlaczegóż mówisz tak pięknie?
— Nic łatwiejszego jak mówić, — odrzekł Saint-Clare. — Shakespeare (czytaj Szekspir) mówi w jednem z swoich dzieł: łatwiej pouczać dwudziestu słuchaczy, jak być jednym z owych dwudziestu i postępować według własnych nauk. — Nic praktyczniejszego nie można było wymyśleć nad zasadę podziału pracy. Ot naprzykład, mojem zadaniem niechaj będzie mówić, a twojem, kuzynko — działać.
Tomasz nie mógł na położenie swoje się skarżyć. Ewunia pokochała go bardzo, a mając serduszko szlachetne, przepełnione dla niego wdzięcznością, uprosiła ojca, żeby pozwolił Tomaszowi towarzyszyć jej we wszystkich przechadzkach i konnych przejażdżkach. Z tego powodu dano polecenie Tomaszowi, ażeby na każde zawołanie Ewuni rzucił wszelkie inne zatrudnienie i natychmiast wypełniał jej życzenia. Czytelnicy łatwo się domyślą, że taki rozkaz nie był nazbyt uciążliwym dla Tomasza. Odzież jego była czysta i porządna, gdyż Saint-Clare pilnie przestrzegał tego, aby słudzy jego nie byli ladajako ubrani. Odtąd miał Tomasz tylko nadzór nad stadniną pańską; gdy wszedł do stajni, to