Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.
184
Chata wuja Tomasza

— To znowu nie! Nie było żadnej ścierki, więc wzięłam serwetę; lecz położyłam ją właśnie pod ręką, aby oddać do prania.
— Wszędzie nieład, — mówiła sama do siebie panna Ofelja, przeglądając dalej komodę, gdzie znalazła torbę do muszkatowych gałek, książeczkę do nabożeństwa, parę zabrukanych chusteczek jedwabnych, indyjskich, wełnę, pończochę, kapciuch z tytuniem i fajeczkę, dwa porcelanowe złocone talerzyki z pomadą, stare trzewiki, kilka cebul owiniętych w flanelową szmatę, kilka deseniowych serwet, brudne ścierki, igły, igliczki i mnóstwo małych podartych tutek papierowych, z których wysypały się aromatyczne ziółka.
— Gdzie chowasz muszkatowe gałki, Dina? — spytała panna Ofelja z wyrazem męczenniczki, wołającej o cierpliwość do Boga.
— Prawie wszędzie. Są tam na pułce w zbitej filiżance, jest trochę i w szafie i tam także.
— A i tu, — rzekła Ofelja, pokazując Dinie szufladę.
— A tak, położyłam je dziś z rana, bo muszę mieć je pod ręką, — odpowiedziała Dina. — A ty, czego się gapisz? — zawołała na chłopca, dziwiącego się temu, co się dzieje — dam ja ci! pilnuj swojej roboty!
— A to co? — spytała panna Ofelja, podnosząc talerzyk z pomadą?
— To, to moja pomada; położyłam ją tam, abym miała ją pod ręką...
— I do tego używasz najpiękniejszych talerzyków?
— Mój Boże! byłam bardzo zajętą, nie miałam chwili swobodnej! Właśnie dziś miałam ją przełożyć.
— A te duże deseniowe serwety?
— Miałam właśnie oddać je w tych dniach do prania.
— Czyż nie masz osobnego miejsca na brudną bieliznę?
— Dlaczegoby nie? Pan Saint-Clare kupił umyślnie ten tu oto wielki kufer, lecz ja na nim zarabiam ciasto; włożyłam w niego już dużo innych rzeczy, bo jest bardzo nieporęczny, trzeba wciąż wieko podnosić.
— A dlaczego nie zarabiasz ciasta na stole?
— Bo jest zastawiony półmiskami, talerzami, to tem, to owem, — miejsca na nim niema.
— Mogłabyś pomyć naczynia i odstawić.
— Ja! ja mam myć naczynia! — krzyknęła Dina, nie mogąc pohamować gniewu. Chciałabym wiedzieć, jak panie pojmują nasz obowiązek? Nieprędkoby się doczekał pan Saint-Clare obiadu, gdybym traciła czas na mycie i ustawianie naczyń. Moja pani jeszcze mi nic podobnego dotąd nie powiedziała.
— A te cebulki?
— A, to rzadkie cebulki, zapomniałam zupełnie, że je zawinęłam w tę starą flanelę, właśnie potrzebne dzisiaj... A cóż się ich naszukałam!...
Panna Ofelja podniosła pakiecik z aromatycznemi roślinami.
— Prosiłabym panią, nie ruszać tego, — zawołała Dina stanowczo. — Lubię, aby wszystko leżało tam, gdzie co położę.
— Sądzę jednakże, że dziury w papierze nie są potrzebne?
— Przez nie daleko wygodniej sypać.