Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.
209
przez Boecker Stove

wadzisz ją na drogę prawdy. Wydaje mi się ona dziwnie zabawną i śmieszną. Hola Topsy! — i Saint-Clare świsnął jak na psa, — potańcz i zaśpiewaj.
Oczy małej błysnęły szatańską wesołością i w powietrzu rozległa się dzika melodja murzyńska w towarzystwie dziwacznych drgań wszystkich części jej ciała. Kręciła się, wirowała, klaskała w ręce, uderzała niespodzianie kolanami, dobywając dziwne, gardłowe tony, cechujące pierwotną muzykę jej plemienia. Nakoniec po dwóch zadziwiających podskokach, syknąwszy ostro, przeciągle na zakończenie śpiewu, stanęła nieporuszenie na dywanie z rękoma pokornie skrzyżowanemi, z uroczystą miną świętoszka, tworzącą dziwną sprzeczność z ukradkowym, ukośnym, przebiegłym wzrokiem, błyskającym z kątów jej oczu.
Panna Ofelja zdziwiona, przejęta zgrozą, stała nieporuszona w milczeniu.
Saint-Clare ze złośliwem zadowoleniem figlarza bawił się jej osłupieniem, a zwracając się do dziecka, rzekł:
— Topsy, uważaj dobrze! — zawołał! — oto twoja nowa pani. Pamiętaj, abyś się dobrze sprawowała.
— Tak, panie, — odrzekła z powagą, rzucając bystre spojrzenie.
— Żebyś mi była zawsze dobrą; czy mnie rozumiesz?
— O tak, panie, — odpowiedziała Topsy, zawsze z rękoma skromnie złożonemi.
— Ależ mój Augustynie, to chyba żarty! — zaczęła znowu panna Ofelja. — Czyż w domu naszym mało jeszcze tego? To istna plaga... gdziekolwiek stąpisz, wszędzie napotykasz murzyńskie dzieci. Rano, gdy wstaniesz, jedno śpi pode drzwiami, drugie na kobiercu, trzecie wychyla się z pod stołu, kulają się po podłodze w kuchni, pełno tego na schodach, — czy jeszcze tego więcej potrzeba?
— Powiedziałem ci, że kupiłem ją na to, żebyś ją wychowała. Daruję ci ją, ponieważ prawisz zawsze o wychowaniu: pokaż, co umiesz... to zupełnie nietknięty egzemplarz.
— A nacóż mi to? Mam dość zajęcia w gospodarstwie domowem. Nie potrzebny mi, niechcę je.
— Oto próbka waszej doskonałości chrześcijańskiej! Tworzycie towarzystwa dobroczynne, wysyłacie nieszczęśliwych misjonarzy, aby pędzili dni tęsknoty i udręczenia wpośród pogan, daleko od swojej ojczyzny; lecz skoro sami macie spełnić dzieło miłosierdzia, o!... wtenczas się nudzicie, praca nadto uciążliwa — najróżniejsze wynajdujecie wymówki.
— Wiesz bardzo dobrze, mój Augustynie, że nie jestem tego zdania. Być może, że to jest obowiązek prawdziwie chrześcijański, — rzekła, rzucając na murzynkę wzrok przyjaźniejszy. — Saint-Clare dotknął draźliwej struny szlachetnej, uczuciowej duszy panny Ofelji, która widocznie zmiękła. — A jednak, — dodała, w każdym razie niewidzę, aby była potrzeba kupowania tego dziewczęcia; mamy ich dosyć, a i pracy aż nadto.
— Przebacz, kuzynko, moje lekkomyślne słowa; jesteś tak doskonałą istotą, tak dobrą, że są one zupełnie zbyteczne. Rzecz się miała tak: