Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
210
Chata wuja Tomasza

mała należała do pewnego małżeństwa, utrzymującego lichą garkuchnię, około której musiałem codzień przechodzić. Znudził mię nieustanny krzyk dziecięcia i jej pijanych właścicieli, pastwiących się nad nią! A widząc tę fizjonomję tak konieczną, żywą, sądząc, że można coś z niej zrobić, — kupiłem ją jedynie w celu ofiarowania jej tobie. Daj jej dobre, surowe wychowanie, nowo-angielskie, a zobaczymy, co z tego wyniknie. Jak wiesz, nie mam daru nauczycielskiego, lecz lubiłem patrzeć na twoją pracę.
— Niech i tak będzie; zrobię co będę mogła — rzekła panna Ofelja, zbliżając się do dziewczynki z uczuciem, z jakiem się podchodzi do odrażającego robaka, nie mając jednak nieprzyjaznego zamiaru.
— Ale jakże ona brudna, prawie naga — rzekła panna Ofelja.
— Każ ją umyć — odpowiedział Saint-Clare.
Panna Ofelja zaprowadziła dziewczynkę do kuchni.
— Nie wiem, na co naszemu panu jeszcze więcej potrzeba murzynek, — odezwała się Dina, mierząc nieprzyjaźnym wzrokiem przybyłą. — Tylko mi nie zawadzaj!
— Fe! — zawołały równocześnie Janina i Róża z największą odrazą, — nie pokazuj nam się na oczy, obrzydliwa czarnucho! Ciekawam, — mówiła dalej Róża — czy jeszcze mało ma pan Saint-Clare takich podłych murzynów?
— Patrzcie ją... podłych murzynów... — zawołała oburzona Dina. — A co ty jesteś? Ni to, ni sio. Wolę być czystą murzynką, a uczciwą.
Nikt nie miał ochoty zająć się umyciem małej murzynki i dobra panna Ofelja widziała się zmuszoną, przy pomocy Janiny, sama ją obmyć.
Niejeden czytelnik wzdrygnąłby się na widok odzienia dziewczynki. Są na świecie istoty, które żyją i umierają w takim stanie i położeniu, że ludzie nerwowi nie znieśliby samego opisu. Panna Ofelja, jako kobieta bardzo praktyczna, obmyła dziewczynkę gruntownie. Po wyrazie jej twarzy było można poznać, że czynność ta, to najwyższy szczyt jej poświęcenia i że ze wstrętem na ten brud patrzała. Lecz skoro ujrzała ramiona i plecy małej murzynki poorane głębokiemi bliznami, jeszcze niezagojonemi, zrozumiała, w jakich warunkach dotąd się znajdowała. Litość wzruszyła zacne jej serce.
— Oto dowód, jaki to djabeł w dziewusze — zawołała Janina, pokazując czerwone pręgi i sińce. Narobi nam ona kłopotu... nienawidzę murzynów, to takie odrażające stworzenia... Jak nasz pan mógł kupić coś podobnego?
Mała murzynka słuchała słów tych z miną płaczliwą, spoglądając równocześnie ukradkiem na błyszczące w uszach Janiny kolczyki. Kiedy już stała ubrana w czyściutkie odzienie, z włosami krótko ustrzyżonemi, panna Ofelja patrzała na nią z pewnem zadowoleniem, — widziała już w niej pewien początek cywilizacji chrześcijańskiej.
— Ile masz lat Topsy? — zapytała ją.
— Nie wiem! — odpowiedziało dziewczę, wykrzywiając twarz.
— Jakto, nie wiesz, ile masz lat?... i nikt ci tego nie powiedział? Któż jest twoja matka?