Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
219
przez Boecker Stove

w uprzątaniu pokoju swej pani potrafiła zadowolić tak wymagającą, tak drobiazgową pannę Ofelję. Niepodobna było posłać i wygładzić prześcieradła z taką dokładnością, ułożyć poduszki tak systematycznie, wymieść, wytrzeć kurzawy z takim staraniem, uporządkować wszystko z takim gustem, jak to robiła Topsy, skoro tylko chciała; lecz na nieszczęście nie zawsze jej się chciało. Gdy tylko panna Ofelja po dwóch, trzech dniach troskliwego dozoru, będąc zupełnie zadowoloną z Topsy, zajęła się czem innem, zostawiając uczennicę samej sobie, wówczas Topsy przez parę godzin utrzymywała w pokoju swej nauczycielki istny chaos. Zamiast posłać łóżka, zdejmowała poduszki, a włożywszy je sobie na głowę, bujała po pokoju, i gdy w jej czarnej, lnianej czuprynie sterczały w różne strony białe pióra, zadowolona psotnica, jak kotka czepiała się słupów podtrzymujących zasłony nad łóżkiem i z wierzchołka ich zwieszała się w dół głową, lub z prześcieradłami kręciła się po pokoju, wycierając posadzkę; innym razem, ubrawszy wałek z pod poduszki w nocne odzienie swej pani, śpiewając i pogwizdując, tańczyła z nim przed zwierciadłem.
Pewnego razu zostawiła panna Ofelja przez zapomnienie, co się jej nigdy nie zdarzało, klucz w szufladzie. Topsy wyjęła z komody najśliczniejszy różowy turban swej pani z drogiego szalu chińskiego, okręciła go około głowy i deklamując uroczyście przed zwierciadłem, stawała w różnych pozycjach.
— Topsy! — zawołała panna Ofelja, wchodząc do pokoju, — jak śmiesz tak dokazywać?
— Nie wiem dlaczego — odpowiedziała Topsy najpokorniej — może dlatego, że jestem taka zła.
— O mój Boże! cóż ja pocznę z tobą, Topsy?
— Trzeba mnie bić, pani! Stara moja pani zawsze mnie siekła. Ja nie umiem pracować, kiedy mnie nie biją.
— Ale, Topsy, ja nie mam najmniejszej ochoty ciebie bić; możesz być dobrą i bez bicia, bylebyś chciała.
— Ja byłam zawsze bita, proszę pani! Może mnie koniecznie bić trzeba!
Panna Ofelja popróbowała tego środka. Topsy krzyczała, jęczała, wyła, płakała, wypraszała się, lecz w kwadrans potem opowiadała ze śmiechem przed tłumem małych czarnych swych zwolenników, głośno o całem wydarzeniu.
— Śmiech patrzeć, jak panna Ofelja bije, — mówiła, naigrawając się — tak i komara nie zabije. O! gdybyście widzieli mego poprzedniego właściciela, ten to bił, aż ciało pryskało.
Topsy, uważając wszystkie swoje głupstwa i wykroczenia za rodzaj szczególniejszego odznaczenia się, szukała w nich chluby.
— Ej, wy murzyni! — mówiła do swoich słuchaczy — co wy... wy może niewiecie, że wy grzeszniki? tak, wy grzeszycie, i biali grzeszą, to mnie panna Ofelja mówiła, ale ja myślę, że negry to największe grzeszniki; ale wy jesteście niczem wobec mnie; ja zła, ale tak zła, że nikt ze mną rady sobie nie da! Dawniejsza moja pani wściekała się ze