— Brawo! — zawołał Jerzy — to mi czyn heroiczny! I z kimże jedziesz, ciotko Klotyldo?
— Z Samem. A teraz, paniczu, bądź łaskaw napisać mi list do mego męża. Czy panicz to uczyni?
— O bez wątpienia! Wuj Tomasz będzie bardzo rad. Czekajcie, pobiegnę po atrament i papier. Zarazem oznajmię mu, że są młode źrebięta, napiszę o wszystkiem! Czy rozumiesz, ciotko Klotyldo?
— Dobrze paniczu. Niech panicz idzie, a ja dla panicza przygotuję kurczątko lub jaką inną łakotkę. Już nie będzie panicz miał takich smacznych obiadów i kolacyj, jak przy ciotce Klotyldzie.
Czas nie zna odpoczynku, upływają godziny i dni i giną jak krople w morzu przeszłości; dwa lata, lata ciężkiej próby przeszły nad głową Tomasza. Rozłączony ze wszystkiemi, których kochał, gonił za nimi myślą z boleścią w sercu, a jednak nie czuł się zupełnie nieszczęśliwym. Jeżeli przebieżemy myślą długie lata próby i cierpień naszych, przekonamy się, że każda godzina boleści przyniosła nam z sobą jakąś ulgę, osłodę nadspodziewaną, jakby balsam na zagojenie rany, którą zadała i nie możemy powiedzieć, żeśmy w tej godzinie byli zupełnie nieszczęśliwymi.
W książce, która była całem bogactwem literackiem Tomasza, czerpał naukę, że człowiek powinien z myślą wesołą i nadzieją w sercu przyjmować wszystko, co się mu przytrafi, znosić wszystkie niepomyślne losy, które go spotkać mogą; że nie powinien nigdy szemrać przeciw Opatrzności boskiej.
Na tę mądrą naukę zgadzał się zupełnie; i nie trudno mu było według niej postępować.
Na swój list do domu otrzymał już odpowiedź napisaną przez Jerzego. Pismo było wyraźne, tak, że było można je czytać — jak sam Tomasz mawiał — z drugiego końca pokoju. Dowiedział się z tego listu, że ciotka Klotylda, korzystając ze swoich wiadomości piekarskich, będzie pobierała u cukiernika w Luizwilu wielką pensję, którą postanowiła zbierać na wykupienie jego; że chłopcy jego znacznie wyrośli, a mała chodzi już po całym domu pod dozorem Salusi. Ulubiona Tomasza chatka jest wprawdzie w tej chwili zamknięta, ale Jerzy robi plany nad upiększeniem jej na powrót Tomasza. Pod koniec listu wyliczał Jerzy, jakie pobiera nauki; a początkowe wyrazy każdego zdania ozdobił wspaniałymi inicjałami; dalej pisał o czworgu źrebiętach, które przyszły na świat po wyjeździe już Tomasza, i list zakończył pozdrowieniem od rodziców. Styl listu wydał się Tomaszowi rzadkim wzorem wymowy tegoczesnej;