Kiedym była w wieku Ewuni, wszyscy mówili, że mam suchoty. Mami całe noce siedziała przy mnie. Ewy kaszel, to drobnostka.
— Przecież traci siły, oddech jej utrudniony...
— Ja na to cierpiałam całe lato... To osłabienie nerwów, nic więcej.
— W nocy leży cała w potach...
— To samo było ze mną w ciągu dziesięciu lat. Prawie każdej nocy cała bielizna była mokrą aż do suchej nitki.
Panna Ofelja, widząc bezskuteczność swych napomnień, zamilkła. Lecz gdy choroba Ewuni znacznie postąpiła, gdy przywołano lekarza, wtedy Marja oświadczyła, że to wszystko już naprzód przewidziała.
Widziała, przeczuła, że przeznaczeniem jej jest być najnieszczęśliwszą matką... Przy tak nadwątlonem zdrowiu zmuszona była patrzeć, jak jej ulubione dziecię zstępuje do mogiły. I Marja po całych nocach nie dawała spać Mami, po całych dniach wzdychała i płakała nad swem nowem nieszczęściem.
— Nie mów tego, kochana Marjo, nie powinniśmy przedwcześnie tracić nadziei — pocieszał ją Saint-Clare.
— Ty nie masz serca matki, ty nie możesz mię zrozumieć, ty nie wiesz...
— Ale przynajmniej nie mów o tem jakby o rzeczy, która się już stała.
— Ja nie mogę na to patrzeć tak obojętnie jak ty. Jeżeli ty nie cierpisz, widząc swą jedyną córkę w tak opłakanym stanie, to ja nie mogę nie cierpieć. To zbyt bolesny dla mnie cios, szczególnie po tem wszystkiem, com uprzednio wycierpiała.
— Prawda, wiem od dawna — odpowiedział Saint-Clare, — że Ewunia jest słabowita. Zbyt szybko rosła i z tego powodu nie może być silną, a przytem zmęczyła się szybką jazdą, do której ją Henryk zachęcał. Lekarz utrzymuje, że niema jeszcze powodu rozpaczać.
— Jesteś szczęśliwy, że wszystko widzisz w różowem świetle, — nie wszyscy tak umieją. I dla mnie byłoby lepiej, gdybym była mniej uczuciową... to mnie zabija. Pragnęłabym być również tak spokojną, jak inni...
I ci inni mieli słuszną przyczynę życzyć Marji spokoju, bo dręczyła wszystkich ciągłem narzekaniem na swoje nieszczęście i choroby. Co tylko kto mówił lub czynił, świadczyło w jej mniemaniu, że jest otoczona ludźmi okrutnymi, bez czucia, nie mającymi względu na jej cierpienia. Biedna Ewa słyszała narzekania matki i oczy chciała sobie biedaczka wypłakać, że jest przyczyną smutku matki.
Po upływie dwóch tygodni, stan zdrowia Ewy znacznie się polepszył; była to jedna z tych złudnych nadziei, któremi nielitościwa choroba oszukuje cierpiące serca, nawet nad samym grobem. Ewa znowu biegała po ogrodzie, po galerjach, znowu się bawiła, śmiała, a ojciec rozpromieniony radością, utrzymywał, że wkrótce zupełnie będzie zdrową. Tylko panna Ofelja i lekarz nie dali się uwieść zwodniczym pozorom. Było jeszcze jedno serce przeczuwające całą prawdę — to serce małej Ewy. Jest coś, co szepce w duszy naszej cicho, ale zrozumiale,
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.
238
Chata wuja Tomasza