świadkiem całej tej sceny, skinęła na Topsy i obie weszły do małego pokoiku na końcu werandy, który służył za czytelnię panu Saint-Clare.
— Pójdę zobaczyć, co Ewa z nią zrobi — rzekł Saint-Clare.
Cicho, na palcach zbliżywszy się do drzwi, uchylił firanki i dał znak pannie Ofelji, aby także się zbliżyła. Obie dziewczynki siedziały na ziemi, przodem do drzwi. Topsy ze zwykłym wyrazem nieoględnej wesołości; Ewa, przeciwnie, z głębokiem uczuciem na twarzy, ze łzami w oczach.
— Dlaczegoś ty taka zła, Topsy? dlaczego nie sprobujesz być dobrą? Czy nikogo nie kochasz Topsy?
— Kogoż mam kochać? Ja lubię lodowaty cukier i inne dobre rzeczy! — odrzekła Topsy.
— Jednak ty kochasz swego ojca, matkę?
— Ja ich nigdy nie miałam, wszakże panna Ewunia wie o tem.
— Tak, wiem — odpowiedziała smutnie Ewa. — Lecz czyż nie masz ani brata, ani siostry, ani ciotki, ani...
— Nie mam nikogo, — przerwała Topsy, nigdy nie miałam.
— Jednak, moja Topsy, żebyś się postarała być dobrą, tobyś mogła...
— Ja nie mogę być niczem więcej, jak murzynką, choćbym była najlepszą — odpowiedziała Topsy. — Żebym ja mogła zedrzeć z siebie tę czarną skórę i zostać białą, o! wówczas rzecz zupełnie inna.
— Jednak ciebie można kochać, nie zważając, żeś czarna, Topsy; panna Ofelja kochałaby cię, gdybyś była dobrą.
Śmiech urywany, którym zwyczajnie okazywała swe niedowierzanie, był całą odpowiedzią Topsy.
— Nie wierzysz? — spytała Ewa.
— Nie, nie wierzę; ona mnie nienawidzi, bo ja czarna. Dotknie się prędzej żaby, niż mnie. Nikt nie może kochać murzynów, ale co to mnie może obchodzić...
Topsy zaczęła świstać.
— O Topsy, biedna ty moja, ja ciebie kocham! — zawołała Ewa z silnem uczuciem, kładąc swą małą, delikatną, białą rączkę na ramię Topsy. — O, tak! ja kocham ciebie, boś ty nie miała ani ojca, ani matki, ani przyjaciół, boś ty biedna, skrzywdzona dziewczynka; kocham ciebie i chcę, abyś była dobrą. Ja bardzo jestem chora, moja Topsy, niedługo już, jak sądzę, pożyję; mnie tak przykro patrzeć na to, żeś niedobra. Bądź dobrą przez miłość dla mnie. Ja niedługo będę z tobą, Topsy!
Okrągłe, pojętne oczy małej murzynki napełniły się łzami; duże, ciężkie krople powoli się toczyły i padały na białą rączkę Ewy. Była to chwila stanowcza. Promień wiary boskiej prawdy padł w głąb pogańskiej duszy! Położyła głowę na kolana Ewy i wzruszona zaczęła rzewnie płakać, a prześliczne dziewczę nachylone nad nią, zdawało się być jasnym aniołem, zesłanym z nieba dla jej podniesienia.
— Biedna, droga Topsy, czyż nie wiesz, że Zbawiciel nasz kocha zarówno wszystkich? — spytała Ewa. — On kocha ciebie o wiele więcej, niż ja cię kochać mogę, stokroć razy więcej, dlatego,, że jest nieskończenie dobrym, że jest Bogiem. On ci dopomoże być dobrą i ty
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.
245
przez Boecker Stove