Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.
21
przez Boecker Stove

Kilka minut stali tak w milczeniu. Ostatnie słowa, ostatnie westchnienia, łzy gorzkie, gorące... Było to pożegnanie ludzi, których nadzieja powtórnego się spotkania nie była mocniejsza od nitki pajęczej... Mąż i żona rozstali się...




ROZDZIAŁ IV.
Wieczór w chacie wuja Tomasza.

Niedaleko od dworu stała chatka wuja Tomasza, z rozmaitej wielkości bierwion[1] sklecona; przed chatką był ogródek, starannie utrzymywany, w którym dojrzewały poziomki, maliny i inne owoce, jakoteż warzywa.
Cały front chatki zakrywały gęste sploty ponsowej begonji i krajowej róży, bardzo bogatej w kwiecie, niedozwalającem dostrzec nieogładzonych i koszlawych ścian chaty. Każdego lata obsadzała ciotka Klotylda ulubionemi, przeważnie jaskrawemi, latowemi kwiatami ową część ogródka.
Ale wejdźmy do chatki. We dworze już po wieczerzy, i ciotka Klotylda, jako naczelna kucharka, mogła ze spokojnem sumieniem, zostawiwszy naczynia do umycia i uprzątania kuchni kuchcikom, udać się do swej chatki i zająć się przygotowaniem posiłku dla swego „starego“, jak zwykła nazywać męża. W tej chwili widzimy ją przy piecu, pilnującą rozmaitych potraw i z pewnem wewnętrznem zadowoleniem podnoszącą z kociołka pokrywkę, z którego wylatuje draźniący podniebienie zapach — to jakiś nadzwyczajny przysmak...
Twarz jego okrągła, pełna, czarna, błyszcząca, jakby ją lakierem pociągnął, jaśnieje wewnętrznem zadowoleniem. I nic dziwnego, bo ciotka Klotylda to najlepsza kucharka na całą okolicę, nie ma ona w tym względzie sobie równej, wie o tem dobrze i słusznie może być dumną.

Ciotka Klotylda, to kucharka zawołana; ptactwo domowe czytało w jej spojrzeniu swą dolę nieszczęśliwą i gdy spostrzegało ją zbliżającą się krokiem poważnym, kury, gęsi, kaczki, wszystko to drżało z przestrachu; nawet odważny indyk smutnie spuszczał głowę i pogrążał się w głęboką zadumę, — widocznie gotował się na śmierć. Zajętą była nieustannie ważnym swym obowiązkiem; na polu sztuki kulinarnej robiła z każdym dniem postępy, z których, rozumie się, nie zdradzała się przed żadną kobietą, bo natem zależała jej sława. Ciotka Klotylda była jedyną w swoim rodzaju, chociaż niewolną od pewnej próżności; nieraz aż kładła się od śmiechu, opowiadając o nieszczęśliwych próbach swoich rywalek w przyrządzaniu potraw, mianowicie pirogów, pieczenia ciast i zapiekanek.

  1. Bierwiona, nie obrobione belki, używane do budowy chat włościańskich. Bierwiono, także bierzwiono, albo bierzmo. Pismo święte mówi o źdźble w oku brata, i o bierzmie we własnym; t. j.: o belce.