Westchnienia, łkania i jęki zebranego tłumu przerwały wyrazy i zagłuszyły jej głos. Wstrzymała się na chwilę; później głosem zniewalającym tłum do uspokojenia się, zaczęła dalej mówić:
— Jeżeli tak mię kochacie, nie przerywajcie więc. Słuchajcie mnie. Chcę z wami pomówić o duszach waszych... Drżę na myśl, że wielu z was nie myśli o tem, zajmuje się tylko doczesnością... Proszę was, przypomnijcie sobie, że jest inny świat cudowniejszy, mieszkanie Chrystusa. Idę tam, i wy tam pójdziecie. Ale jeżeli chcecie tam przyjść, nie prowadźcie życia próżniaczego, obojętnego, bezmyślnego; trzeba, abyście zostali chrześcijanami... Pamiętajcie, że każdy z was może przyjść do raju... Jeżeli chcecie być chrześcijanami, Matka Najświętsza wam dopomoże do tego... proście Ją o to...
Na chwilę się wstrzymała i wzrokiem pełnym litości spojrzawszy na nich, mówiła dalej:
— O drodzy moi! wy nie umiecie czytać; o, wy biedni moi! — i ukrywszy twarz w poduszki, zaczęła płakać. Łkania przytomnych, powstrzymane przed chwilą, nagle z większą siłą wybuchły.
— Nie — zawołała nagle, podnosząc główkę i uśmiechając się przez łzy. — Jam się modliła za was, Pan Jezus pomoże wam, choć i nie umiecie czytać. Starajcie się postępować, jak można najlepiej... módlcie się... wołajcie do Zbawiciela i Matki Najświętszej o pomoc.
— Wiem — rzekła Ewa — że mnie kochacie.
— O tak, tak, droga panno Ewo; niech cię Bóg błogosławi — zawołali wszyscy jednogłośnie.
— Byliście dla mnie bardzo dobrzy. Chcę więc zostawić pamiątkę, dam wam moje włosy; patrząc na nie, przypomnijcie sobie, że was kochałam.
Nie podobna opisać sceny, jaka nastąpiła po tych słowach. Wszyscy murzyni ze łzami w oczach i głośnem łkaniem otoczyli drogą dzieweczkę dla przyjęcia z rąk jej ostatniego dowodu jej miłości. — Klękali, płakali, modlili się i całowali jej suknię. Starcy obsypywali ją serdecznemi słowy, modląc się za nią i błogosławiąc jej.
Panna Ofelja, lękając się złych skutków podobnej sceny, każdemu, skoro otrzymał swój podarunek, dawała znak ręką, aby wyszedł z pokoju.
Wszyscy wyszli, prócz Tomasza i Mami.
— Wuju Tomaszu — rzekła Ewunia — patrz jaki śliczny kędzior ci przygotowałam. Jakżem szczęśliwa, wuju Tomaszu, gdy pomyślę, że ujrzę ciebie kiedyś w niebie. O tak, ty tam przyjdziesz! i Mami, moja dobra, kochana Mami! — dodała z czułością, obejmując starą swoją piastunkę — mam nadzieję, że się kiedyś u Boga znowu zobaczymy.
— O, Ewunio! jakże będzie mogła żyć stara Mami, gdy ciebie nie będzie — zawołała staruszka. — Z tobą pójdzie wszystko do grobu i w domu będą pustki! — I zalała się gorzkiemi łzami.
Panna Ofelja, wyprawiwszy ją i Tomasza, sądziła, że już wyszli wszyscy; lecz zdziwiła się niezmiernie, gdy spostrzegła Topsy.
— A ty tu skąd? — spytała.
— Ja tu byłam — odrzekła Topsy, ocierając łzy, które zaciemniały
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.
252
Chata wuja Tomasza