Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.
282
Chata wuja Tomasza

— Ta mi się podoba, — rzekła Marja, wskazujcie jedną sztukę — tylko nie jestem pewną, czy to dość żałobne.
— Prześliczne... — przemówiła Janina — pani generałowa Derbennon właśnie miała taką samą suknię przeszłego lata, po śmierci swego męża generała, i wyglądała bardzo ładnie.
— Jak myślisz, kuzynko? — spytała Marja panny Ofelji.
— To zależy od zwyczaju — odpowiedziała Ofelja. — Ty znasz się na tem lepiej, niż ja.
— Nie mam żadnej porządnej sukni; a ponieważ chcę wyjechać w przyszłym tygodniu, muszę więc koniecznie się oporządzić.
— Czyż tak prędko myślisz wyjechać? — spytała Ofelja.
— Tak, brat Saint-Clare pisał, że podziela zupełnie zdanie mego rządcy; radzi mi, abym sprzedała niewolników i ruchomości, a dom powierzyła jakiemu biegłemu prawnikowi do sprzedania później.
— Chciałabym pomówić z tobą — rzekła panna Ofelja. — Augustyn przyrzekł Tomaszowi dać wolność, a nawet rozpoczął kroki pewne w tym celu; mam nadzieję, że zechcesz wypełnić wolę męża?
— Nie! nie zrobię nic podobnego — odrzekła Marja cierpko; — Tomasz jest właśnie jednym z niewolników, za którego najlepiej mogą mi zapłacić, nie możesz wymagać ode mnie podobnej ofiary. A zresztą, po co jemu wolność? czyż nie lepiej mu w tym stanie, w jakim się teraz znajduje?
— Przeciwnie, on bardzo pragnie wolności i Saint-Clare przyrzekł na pewno go uwolnić — odpowiedziała panna Ofelja ze znaczącym przyciskiem.
— Nie wątpię zresztą, że pragnąłby być wolnym — przerwała Marja. — Oniby wszyscy tego chcieli; bo ta banda niezadowolonych zawsze pragnie tego, czego niema. Lecz ja kieruję się zasadą nie uwalniać nikogo. Trzymajcie negra w grozie, to pół biedy jeszcze; ale uwolnijcie go tylko, a niezawodnie go zgubicie; nie będzie chciał pracować, rozpije się, rozhultai. Widziałam tysiączne tego przykłady. Nadając im wolność, wcale nie robimy im przez to przysługi.
— Ale Tomasz trzeźwy, pracowity, nabożny!
— Nie mów mi o tem — odpowiedziała Marja — znałam tysiące podobnych jemu. Jest on dobrym, póki czuje pilny dozór nad sobą.
— Lecz zastanów się dobrze! — rzekła panna Ofelja; — a jeżeli dostanie się w ręce złego pana?
— To bagatela! — zawołała Marja — bądź pewną, że może zaledwo jeden ze stu dobrych niewolników trafi na złego pana. Właściciele negrów, pomimo opinji jaka mają, po większej części są dobrzy ludzie. Wzrosłam na Południu i mogę zaręczyć, że nie widziałam ani jednego właściciela, któryby nie traktował swych niewolników po ludzku, przynajmniej o ile na to zasługują. Nie mam więc żadnej obawy pod tym względem!
— Dobrze więc! — zawołała panna Ofelja z energją — lecz ostatnia wola męża twego była, aby Tomasz był wolny; on to obiecał nawet umierającej drogiej Ewie; nie sądzę, abyś się odważyła niedopełnić ostatniej woli męża i córki.