Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.
294
Chata wuja Tomasza

i jakże temu zaradzić?“ Niema na to sposobu i poczciwiec zwrócił się w swą stronę z swym nowym nabytkiem.
W dwa dni później komisant domu B*** et Comp. w Nowym Yorku wysłał im pieniądze zebrane za towar.




ROZDZIAŁ XXXI.
Podróż.

Pan Szymon Legris kupił w Nowym Orleanie ośmiu niewolników, włożył na ich ręce i nogi łańcuchy i powiązanych po dwóch pędził na okręt „Pirat“, który miał się udać w górę rzeki Czerwonej. Niebo, jak gdyby dzieliło żal niewolników, pokryło się grubemi chmurami; gwiazdy i księżyc znikły, cała natura zdawała być się pogrążoną w smutku.
Na dnie statku, ze zwieszoną głową siedział Tomasz okuty w kajdany. Wszystko minęło bezpowrotnie i pokryło się grubą żałobą. I chata jego w Kentucky i żona i dzieci jego, dobra pani Szelby, kochana Ewunia, jej jasne, anielskie oczy, młody, wesoły, i dobry jego pan, czuły pod powłoką pozornej niedbałości, i wspaniałe jego mieszkanie i godziny miłej pracy i słodkiego wypoczynku: wszystko, wszystko przepadło dla biednego Tomasza na zawsze.
Taki to los niewolnika! Biedny murzyn, będąc czułym z natury, zbyt łatwo się przywiązuje do wszystkiego, co go otacza; żyjąc na łonie dobrej, uczciwej familji, wykształca swój gust i uczucia. A kapryśny los, igrając nim, oddaje w ręce rozbestwionego brutala. Murzyn, to jak mebel, który kiedyś był ozdobą przepysznego salonu, lecz z upływem czasu, wyszarzany, złamany, idzie w jakieś pyłem pokryte legowisko rupieci, tylko on mniej szczęśliwy, gdyż mebel nie czuje utraty łaski; a prawo, uważające niewolnika li tylko za „własność ruchomą“, zależącą od woli i kaprysu właściciela, który może go sprzedać, zniszczyć, — prawo to, pozbawiając go wszelkich przywilejów, nie może jednocześnie odjąć mu czułej, nieśmiertelnej duszy, zagłuszyć w nim wiary, nadziei, miłości, bojaźni.
Gdy statek odbił od brzegów, Legris z miną gburowatą, zakłopotaną, zaczął oglądać swój nabytek. Przyzwoite odzienie Tomasza naprzód ściągnęło uwagę chciwego właściciela; bo Tomasz według rozkazu dozorcy magazynu, dla lepszego wyglądania przy sprzedaży, włożył najlepszy swój sukienny surdut, najśliczniejszą bieliznę, najzgrabniejsze buty. Pan Legris, zatrzymując się przed nim, zawołał głosem pełnym dzikości i brutalstwa:
— Wstań!
Tomasz wstał.
— Zdejm chustkę z szyi! — Tomasz mając ręce okute, z trudno-